Instytut Jacka Kaczmarskiego

społecznościowy serwis konkursowy
pytaj i odpowiadaj

Pakiety pytań i odpowiedzi

przesłanych przez internautów

Każdy pakiet zawiera:

  • pytanie do nawiązań obecnych w którejś z piosenek J.K. lub takie, odpowiedź na które znajduje się stricte w jej treści,
  • propozycję odpowiedzi na to pytanie,
  • link(i) do źródła potwierdzającego, że proponowana odpowiedź jest poprawna.

Każdy pakiet poddany jest pod ocenę jurorów, którymi są zalogowani użytkownicy serwisu. Tak zdobywają oni punkty w rankingu oraz prawo do przesłania pakietów swojego autorstwa. Średnia zdobytych punktów oraz ilość wykonanych ocen decyduje o pozycji na liście rankingowej.

OCEŃ LOSOWO

pytania i odpowiedzi użytkowników.

Przeglądaj pakiety

Do utworu „Ballada wrześniowa”.

"ballada wrześniowa" Jacka Kaczmarskiego wspomina o ataku III Rzeszy na Polskę (1 września) i ZSRR (17 września).

Pytanie: O jakie dwa ataki na Polskę odpowiednio 1 i 17 września tego samego roku wspomina "ballada wrześniowa" Jacka Kaczmarskiego?

Źródła przekonujące o poprawności odpowiedzi:

  1. https://www.kaczmarski.art.pl/tworczosc/wiersze/ballada-wrzesniowa/
  2. "Po pierwszym września – siedemnasty."

  3. https://pl.wikipedia.org/wiki/Agresja_ZSRR_na_Polsk%C4%99
  4. "Agresja ZSRR na Polskę – zbrojna napaść dokonana 17 września 1939 przez ZSRR na Polskę, będącą od 1 września 1939 w stanie wojny z III Rzeszą, element działań wojennych kampanii wrześniowej" W utworze mowa o 1 września- napaści III Rzeszy na Polskę oraz 17 września- napadzie ZSRR na Polskę.

Do utworu „Kara Barabasza”.

Utwór Jacka Kaczmarskiego ,, Kara Barabasza'' nawiązuje do Ewangelii wg św. Mateusza, do fragment ,,Jezus odrzucony przez swój naród''.

Pytanie: Do jakiego fragmentu Biblii nawiązuje utwór Jacka Kaczmarskiego ,,Kara Barabasza''?

Źródła przekonujące o poprawności odpowiedzi:

  1. https://www.kaczmarski.art.pl/tworczosc/wiersze/kara-barabasza/
  2. ,,Namiestnik dał dowody łaski! Bez łaski – czymże byłby żywot?''

Do utworu „Pięć głosów z kraju. Protest”.

Porównanie ludzi rwących się do czynu z Syzyfem przez podmiot liryczny w utworze Jacka Kaczmarskiego pt. ,,Pięć głosów z kraju. Protest" pokazuje, że uważa on pracę na rzecz Polski za bezsensowną i bezcelową.

Pytanie: Co o stosunku podmiotu lirycznego do pracy na rzecz Polski mówi jego porównanie ludzi rwących się do czynu z Syzyfem w utworze Jacka Kaczmarskiego pt. ,,Pięć głosów z kraju. Protest"?

Źródła przekonujące o poprawności odpowiedzi:

  1. https://www.kaczmarski.art.pl/tworczosc/wiersze/piec-glosow-z-kraju-protest/
  2. "Nie ja niszczyłem kraj, nie ja Będę go teraz budował." "Do czynu niech się rwie, kto chce – Syzyfów tutaj nie braknie, Więc nabierajcie ich, nie mnie Na Polskę naszych pragnień."

  3. https://pl.wikipedia.org/wiki/Syzyf
  4. "Wtedy to bogowie zdecydowali, że ukarzą Syzyfa wieczną i bezużyteczną pracą – ma on wtaczać na szczyt ogromnej góry wielki głaz, który jednak przed wierzchołkiem zawsze wymyka mu się z rąk i stacza się na sam dół zbocza[1]. "

Do utworu „Birkenau”.

W ofiarach tytułowego obozu Birkenau z utworu Jacka Kaczmarskiego "Birkenau" Żydzi należeli do większości, ponieważ stanowili aż 90% wszystkich ofiar.

Pytanie: Jaki odsetek osób ginących w tytułowym obozie Birkenau z utworu Jacka Kaczmarskiego "Birkenau" stanowili Żydzi?

Źródła przekonujące o poprawności odpowiedzi:

  1. https://www.kaczmarski.art.pl/tworczosc/wiersze/birkenau/
  2. "Birkenau"

  3. https://pl.wikipedia.org/wiki/Auschwitz_II_%E2%80%93_Birkenau
  4. "W obozie tym zginęło około 1 mln ludzi, w zdecydowanej większości (ponad 90%) byli to Żydzi. Ponadto w obozie tym zginęła znaczna część z około 70 000 Polaków zmarłych i zabitych w kompleksie obozów Auschwitz, około 20 000 Cyganów, jak też jeńcy radzieccy i więźniowie innych narodowości[1]. "

Do utworu „Jałta”.

W utworze "Jałta" Jacek Kaczmarski opisuje konferencje pokojową w Jałcie z roku 1945. Doszło tam do spotkania przedstawicieli "Wielkiej Trójki", czyli USA, ZSRR i Wielkiej Brytanii. Podmiot liryczny opisuje niuanse negocjacji i priorytety wielkich polityków. Podkreśla również sprawę Polską podczas tej konferencji.

Pytanie: Jak krótko opisać treść utworu pt. "Jałta" Jacka Kaczmarskiego?

Źródła przekonujące o poprawności odpowiedzi:

  1. https://www.kaczmarski.art.pl/tworczosc/wiersze/jalta/
  2. "Polacy? – chodzi tylko o to, Żeby gdzieś w końcu mogli żyć… Z tą Polską zawsze są kłopoty – Kaleka troszczy się i drży. Lecz uspokaja ich gospodarz, Pożółkły dłonią głaszcząc wąs: Mój kraj pomocną dłoń im poda, Potem niech rządzą się jak chcą." (...) "Nie miejcie więc do Trójcy żalu, Wyrok historii za nią stał Opracowany w każdym calu – Każdy z nich chronił, co już miał. Mógł mylić się zwiedziony chwilą – Nie był Polakiem ani Bałtem… Tylko ofiary się nie mylą – I tak rozumieć trzeba Jałtę!"

  3. https://pl.m.wikipedia.org/wiki/Konferencja_jałtańska
  4. "spotkanie przywódców koalicji antyhitlerowskiej (tzw. wielkiej trójki): przywódcy ZSRR Józefa Stalina, premiera Wielkiej Brytanii Winstona Churchilla oraz prezydenta USA Franklina Delano Roosevelta. " "Ustalono rekompensatę terytorialną dla Polski w postaci ziem dawnego Królestwa Prus, wówczas należących do III Rzeszy: ziemi lubuskiej, Pomorza Zachodniego, Dolnego Śląska i Śląska Opolskiego, części Prus Wschodnich oraz byłego Wolnego Miasta Gdańska[5]."

Do utworu „Rejtan, czyli raport ambasadora”.

Ambasadorem w utworem Jacka Kaczmarskiego „Rejtan czyli raport ambasadora” jest Kasper von Saldern.

Pytanie: Kim jest ambasador w utworze Jacka Kaczmarskiego „ Rejtan czyli raport ambasadora”?

Źródła przekonujące o poprawności odpowiedzi:

  1. https://www.kaczmarski.art.pl/tworczosc/wiersze/rejtan-czyli-raport-ambasadora/
  2. „Raport ambasadora”.

  3. https://pl.m.wikipedia.org/wiki/Kasper_von_Saldern
  4. „Ambasador rosyjski w Rzeczypospolitej od kwietnia 1771 do sierpnia 1772„.

Do utworu „Somosierra”.

Jacek Kaczmarski w utworze "Somosierra" nawiązuje do bitwy pod Somosierrą, której ceem padło miasto Madryt.

Pytanie: Jakie miasto stało się celem ataku w bitwie opisanej w utworze ,,Somosierra" Jacka Kaczmarskiego?

Źródła przekonujące o poprawności odpowiedzi:

  1. https://www.kaczmarski.art.pl/tworczosc/wiersze/somosierra/
  2. "Nieść będą ciężar wytrząśniętej z buta Grudki zaschniętej gliny Somosierry"

  3. https://pl.m.wikipedia.org/wiki/Somosierra
  4. "Bitwa ta otworzyła Napoleonowi drogę na Madryt i pozwoliła kontynuować kampanię hiszpańską."

Do utworu „To twoja twarz…”.

Książkę, do której odwołuje się Jacek Kaczmarski w utworze "To twoja twarz..." - znanej z niesamowitego portretu psychologicznego, ukazania nieustannej, wewnętrznej walki dobra ze złem i konsekwencji, które ponosi człowiek próbując dorównać Stwórcy - wydano 5 stycznia 1866 roku.

Pytanie: Kiedy wydano książkę Roberta Stevensona "Doktor Jekyll i pan Hyde", do której odwołuje się Jacek Kaczmarski w utworze "To twoja twarz..."?

Źródła przekonujące o poprawności odpowiedzi:

  1. https://www.kaczmarski.art.pl/tworczosc/wiersze/to-twoja-twarz/
  2. "To, co naprawdę w swojej twarzy masz Prędzej czy później los obnaży – To przecież twarz! To właśnie twoja twarz – Nie zedrzesz twarzy z własnej twarzy! Inny ma sens najprostszy gest, Inne znaczenie każde słowo – A więc możliwe jednak jest, By człowiek zrodził się nowo! Nie zmieni sensu żaden gest, Słowami znaczeń nie zatarłam – I nie wiem, kto dziś we mnie jest… Czy się zrodziłam czy umarłam? Wyzbyty brzemion, odrzuciwszy garb, Prędzej czy później – będę sobą. Bezmiarem sił napełnię bukłak płuc, By żyć nad światem, a nie obok. Kim jestem? Skąd się we mnie wziął Ten potwór? Ten szyderczy karzeł? Czy ze mnie drwi, czy składa hołd? Czy motylowi, czy poczwarze?"

  3. https://pl.wikipedia.org/wiki/Doktor_Jekyll_i_pan_Hyde_(nowela)
  4. "Doktor Jekyll i pan Hyde (ang. Strange Case of Dr Jekyll and Mr Hyde)[1] – brytyjska nowela napisana przez szkockiego autora Roberta Louisa Stevensona, po raz pierwszy w oryginale opublikowana 5 stycznia 1886 roku. Nowela znana jest jako portret psychopatologii i podwójnej osobowości. W kulturach anglojęzycznych fraza „Jekyll i Hyde” oznacza kogoś o dwulicowej osobowości."

  5. Uzasadnienie związane z wiedzą ogólną: https://wolnelektury.pl/media/book/pdf/stevenson-dr-jekyll-i-mr-hyde.pdf, Strony: str. 1-33.
  6. ROBERT LOUIS STEVENSON Doktor Jekyll i pan Hyde "Adwokat Utterson był to człowiek o niezbyt uprzeగmeగ twarzy, któreగ nigdy uśmiech nie opromieniał. Był to człowiek zimny, małomówny, nieskory do rozmowy; nie zdradzał nigdy skłonności do przeగawiania uczuć. Był chudy, wysoki, oschły, mrukliwy — a గednak z గakiegoś powodu lubiano go… W towarzystwie przyగaciół, przy winie, z oczu గego wybłyskiwało umiłowanie ludzkości, coś, czego nigdy odkryć nie można było w గego słowach, a raczeగ w గego czynach. Był surowy wobec samego siebie; pił gin, gdy był sam, by sobie zepsuć smak wina; chociaż był miłośnikiem teatru, od dwudziestu lat nie był na żadnym przedstawieniu. Powszechnie znana była tolerancగa, z గaką odnosił się do innych Grzech, Współczucie ludzi; dziwił się — a czasem i zazdrościł — namiętności, గaka częstokroć wyładowuగe się w postępkach ludzkich: gdy kto znalazł się w biedzie, był gotów raczeగ pomagać niż ganić. — „Grzech Kaina గest również i moim grzechem” — mawiał w takim wypadku. — „Niech moi bracia grzeszą, każdy na swóగ sposób”. — Stawał się też często ostatnim przyzwoitym znaగomym i ostatnim opiekunem ludzi, którzy stoczyli się na dno nędzy i występku. Wobec takich ludzi nie zmieniał nigdy swego sposobu postępowania, póki do niego przychodzili. Nie było to zaprawdę rzeczą trudną; Utterson bowiem nie miał absolutnie daru stro- Przyగaźń fowania ludzi; przyగaźni గego opierały się właśnie na teగ గego bezwzględneగ dobroduszności. Jest rzeczą charakterystyczną dla ludzi skromnych, że przyగaciół swych zdobywaగą przypadkowo; tak też było u naszego adwokata. Przyగaciele గego byli albo bliskimi krewnymi, albo też ludźmi, których znał od dawna. Życzliwość గego była గak powóగ; rosła z biegiem Rośliny czasu i nie troszczyła się o właściwości teగ osoby, którą oplatała. Tak też wytłumaczyć można więzy przyగaźni łączące Uttersona z Ryszardem Enfieldem, człowiekiem znanym w całym mieście. Wiele osób zastanawiało się, co też obu tych ludzi może łączyć. Kto ich spotykał podczas niedzielnych przechadzek, przekonywał się, że nie mówią do siebie ani słowa, nudzą się zapewne i poగawienie się znaగomego witaగą z widoczną ulgą. Mimo to obaగ ci ludzie uważali te wycieczki za wielką przyగemność, uważali గe za naగrozkosznieగszy epizod całego tygodnia, wyrzekali się wszelkich innych rozrywek, odsuwali wszelkie sprawy zawodowe, by tylko bez przeszkody rozkoszować się swymi spacerami. Podczas గednego z takich spacerów zdarzyło się, że szli boczną uliczką w గedneగ z naగbardzieగ ożywionych dzielnic Londynu. Była to wąska i spokoగna uliczka; lecz w zwykły dzień, a nie, గak dzisiaగ, niedzielny, była terenem ożywionego handlu detalicznego. Mieszkańcy byli widać zamożnymi ludźmi i dążyli, by stać się గeszcze bogatsi. Wystawy sklepów były wcale¹ zbytkowne i narzucały się oczom przechodniów. Nawet w niedzielę, kiedy to ruch uliczny zamierał, błyskały w teగ brudneగ uliczce wystawy sklepowe గak płomień w lesie; pstro wymalowane szyldy, polerowane okna, mosiężne ramy skupiały na sobie uwagę przechodniów. W pewnym punkcie teగ uliczki rząd kamienic był przerwany; była tu brama wగazdowa na podwórze, w którym tkwił ponury blok, niepodobny zupełnie do sąsiednich domów. Wysoki na dwa piętra, miał w parterze tylko గedne drzwi; nie widać było ani గednego okna; nad bramą wగazdową wznosił się ślepy mur o wyblakłeగ barwie. Domostwo to wszędzie ¹wcale (daw.) — tu: zupełnie; całkiem, całkiem. [przypis edytorski] wykazywało ślady zupełnego zaniedbania. Drzwi nie były wcale zaopatrzone w dzwonek; drzewo było porysowane i popękane. Ulicznicy siadali zwykle na progu i pocierali zapałki o chropawe, zwietrzałe deski bramy; uczniacy scyzorykami wycinali tu różne figury; od niepamiętnych czasów nikt się nie zగawiał, by tych popsuగów² odpędzić. Enfield i adwokat szli drugą stroną uliczki, a gdy znaleźli się naprzeciw bramy tego osobliwego domostwa, podniósł Enfield laskę i wskazał na opuszczony dom. — Czy zauważył pan te drzwi? — zapytał, a gdy towarzysz గego skinął przytakuగąco głową, rzekł. — Drzwi te łączą się w meగ pamięci z bardzo dziwną historią… — Co to było? — rzekł Utterson, a głos గego zmienił się nieco. — Tak, to było w teగ uliczce — odparł Enfield. — Szedłem do domu, skądś, późno w noc, około trzecieగ po północy, w zimie; droga moగa prowadziła przez dzielnicę, w któreగ dosłownie nie było nic widać prócz latarni. Ulica za ulicą, wszyscy ludzie śpią… ulica za ulicą, wszystkie tak oświetlone గak podczas procesగi, a wszystkie puste… Począłem tęsknić za widokiem policగanta… nagle uగrzałem dwie postaci: గedną był mały człowieczek, który podążał szybkim krokiem, a drugą — dziewczynka ośmio- czy dziesięcioletnia, wybiegaగąca właśnie z గedneగ z przecznic. Na skręcie obie te postaci wpadły na siebie — i teraz stała się rzecz ohydna; człowieczek ten spokoగnie począł iść daleగ, nie troszcząc się wcale o dziewczynkę, która leżała na ziemi i wołała o pomoc. Puściłem się w pogoń za nieludzkim tym człekiem, uగąłem go za kołnierz i sprowadziłem na mieగsce wypadku, gdzie zgromadziła się గuż grupa ludzi dokoła krzyczącego dziecka. Uగęty drab zachowywał się zupełnie spokoగnie, nie bronił się wcale, rzucił na mnie tylko tak złe spoగrzenie, że zadrżałem. Okazało się, że grupa ludzi, która się zbiegła, to właśnie krewni oweగ dziewczynki; wkrótce poగawił się też sprowadzony lekarz. Ostatecznie dziecku nic poważnieగszego się nie stało: przeraziło się tylko. Cała afera mogła była się skończyć, gdyby nie zaszedł dziwny wypadek. Drab od pierwszeగ chwili budził we mnie wstręt. Że to samo odczuwali krewni dziewczynki, było rzeczą zupełnie zrozumiałą. Zdumiewaగące było tylko, że to samo odczuwał lekarz. Ilekroć spoglądał na mego గeńca, bladł; miałem wrażenie, że naగchętnieగ zabiłby go. Ponieważ గednak zabić go nie mogliśmy, staraliśmy się ulżyć sobie, besztaగąc go. Powiedzieliśmy drabowi, że sprawa pachnie skandalem, że nazwisko గego będzie w całym Londynie zniesławione, że గest bydlęciem w ludzkieగ postaci. Podczas tych wymyślań musieliśmy równocześnie siłą powstrzymywać zebrane dokoła kobiety, by się nań nie rzuciły. Nigdy nie widziałem takieగ wściekłości, గaka się malowała na ich twarzach. W pośrodku stał ów człowiek; wyraz twarzy miał ponury, nawet nieco ironiczny; widziałem గednak, że się boi. „Jeżeli państwo macie zamiar żądać odszkodowania za ten wypadek — powiada — dobrze. Noblesse oblige³ — powiada — chcę uniknąć wszelkich dalszych scen; proszę wymienić sumę”. Powiedzieliśmy, by wypłacił  funtów rodzinie dziewczynki. Z twarzy naszeగ mógł wyczytać, że mówimy serio, że nie damy się zbyć byle czym — więc zgodził się ostatecznie. Teraz chodziło o to, by wydostać pieniądze. Dokąd, myśli pan, zaprowadził nas? Właśnie do tych tam drzwi… Wyగął klucz z kieszeni, wszedł i po chwili poగawił się z dziewięciu funtami w złocie i z czekiem na dom bankowy Coutts, płatny na okaziciela i podpisany nazwiskiem, którego nie chciałbym wymienić… Nazwisko to గest bardzo znane i często గe spotyka się w druku… Zwróciłem uwagę tego గegomościa, że wydaగe mi się to wielce podeగrzane: w normalnych warunkach nie zdarza się przecież, by o czwarteగ nad ranem ktoś wszedł do samotnego domu i po chwili wyszedł z czekiem na sto funtów podpisanym przez inną, i to powszechnie znaną osobistość… Lecz on zachował się wobec tych moich słów zupełnie spokoగnie i rzekł kpiącym tonem: „Niech się pan uspokoi, chętnie zostanę z panem, aż otworzą bank, wtedy sam czek wykupię”. Zgodziliśmy się na to; lekarz, oగciec dziewczynki, గa i ten dziwny człeczek spędziliśmy resztę nocy w moim mieszkaniu, a po śniadaniu poszliśmy razem do banku. Osobiście wręczyłem czek, oświadczaగąc, że podeగrzewam, iż గest fałszywy. Nie! Czek był prawdziwy… — Co? Prawdziwy? — przerwał Utterson. — Tak గest — mówił daleగ Enfield — dziwna historia! Człeczek ten robił wrażenie wyrzutka społeczeństwa, a osobistość, która czek wystawiła, była naగprzyzwoitsza, ²popsuj — psuగ, szkodnik, wandal. [przypis edytorski] ³noblesse oblige (.) — szlachectwo zobowiązuగe. [przypis edytorski]    Doktor Jekyll i pan Hyde  గaką sobie tylko wyobrazić można, powszechnie znana i szanowana… Przypuszczam, że wchodzi tu w grę wymuszenie గakieś; zacny obywatel, który płaci za గakąś przygodę młodzieńczą… A గednak i to nie wyగaśnia mi wszystkiego… — zakończył Enfield i popadł w zamyślenie. Lecz Utterson przerwał గe po nieగakim czasie pytaniem: — A czy ten, który czek wystawił, mieszka w tym domu bez okien? — Nie — odparł Enfield — przypadkowo dowiedziałem się o గego adresie, mieszka tu w okolicy, w domu znaగduగącym się przy గednym z wielkich placów. — A nie pytał się pan późnieగ o ten ponury dom bez okien? — Nie, nie zwykłem tego robić — odparł Enfield — nie lubię się rozpytywać i śledzić. Stawia się pytanie i ma się wrażenie, గakby się rzuciło kamień; siedzi się spokoగnie na pagórku, kamień stacza się, porywa inne za sobą i trafia wreszcie గakiegoś niewinnego człowieka, o którym wcale nie myślano i któremu zamąca się spokóగ… Nie, dla mnie గest regułą, by wcale nie zbliżać się do zawiłych afer… — Bardzo dobra reguła, dalipan — rzekł adwokat. — Ale zbadałem mieగsce, ot tak, dla własnego użytku — mówił daleగ Enfield — nie robi to wrażenia zwykłego domu. Są tylko గedne drzwi weగściowe — i czasem tylko, i to bardzo rzadko, wchodzi i wychodzi nimi móగ człowieczek z nocneగ przygody. Od strony podwórza są trzy okna na pierwszym piętrze; na parterze nie ma żadnego. Okna są stale zamknięte. Z komina unosi się przeważnie dym, zatem dom గest przecież zamieszkały… Obaగ przyగaciele spacerowali czas గakiś w milczeniu, po czym Utterson odezwał się: — Jedno chciałbym wiedzieć: nazwisko człowieka, który przewrócił dziecko. Ciało, Obcy, Kaleka, Zło — Dobrze — rzekł Enfield — dlaczegóżby nie? Był to człowiek nazwiskiem Hyde. — Hm… — rzekł Utterson — గak on wygląda? — Niełatwo go opisać. W గego postaci tkwi coś niechluగnego, nieprzyగemnego. Nigdy nie spotkałem człowieka, który by mi był tak niesympatyczny, a nie zdaగę sobie przy tym sprawy, dlaczego… Prawdopodobnie ciało గego గest pokraczne; widać wyraźnie, że nie గest to człowiek normalnie zbudowany, ale na czym ta anomalia polega, nie mogłem sobie uświadomić. Wygląda గakoś „inaczeగ”, a przecież nie mógłbym wymienić nic niezwykłego. Nie, nie mogę go opisać. A గednak, proszę mi wierzyć, widzę go w teగ chwili dokładnie… Utterson szedł w milczeniu; widocznie był pogrążony w głębokich rozmyślaniach. — Ale pan na pewno wie, że miał klucz? — dowiadywał się wreszcie. — Ależ, proszę pana… — przerwał Enfield wielce zdziwiony. — Tak — rzekł Utterson — wiem, że to się panu wydaగe dziwne. O nazwisko teగ drugieగ osoby tylko dlatego nie pytam, ponieważ గe గuż znam. Widzi pan, móగ Ryszardzie, pańska historia dostała się pod właściwy adres. Proszę pana: గeśli pan గakiegoś szczegółu nie podał całkiem ściśle, niech pan, proszę, od razu sprostuగe. — Ależ — odparł Enfield z pewną cierpkością — byłem zupełnie ścisły, by użyć pańskiego wyrażenia. Drab miał klucz; ma go wciąż గeszcze. Niedawno temu, nie ma గeszcze tygodnia, a widziałem, że otwierał… Utterson westchnął głęboko, nie rzekł గednak ani słowa. Natomiast Enfield rozpoczął: — To była znowu dla mnie dobra nauczka: nie gadać! Wstydzę się, że గestem takim gadułą. Proponuగę panu, abyśmy nigdy więceగ teగ sprawy nie poruszali, dobrze? — Z całego serca — rzekł adwokat. — Daగę panu słowo, Ryszardzie.  Tego wieczora przybył Utterson w ponurym nastroగu do swego kawalerskiego mieszkania i bez apetytu zasiadł do గedzenia. Zwykle w niedzielę po kolacగi siadał blisko kominka, brał książkę do ręki i rozkoszował się lekturą, aż dzwon na pobliskim kościele wydzwaniał dwunastą godzinę; o teగ porze kładł się spokoగny i zadowolony do łóżka. Lecz tego wieczoru bezpośrednio po గedzeniu wziął świecę i poszedł do swego biura. Tu otworzył kasę i wyగął ze skrytki kopertę, na któreగ widniał napis: „Testament dr. Jekylla”; usiadł przy biurku i począł treść aktu studiować. Był to własnoręczny testament; Utterson miał go przechowywać, ale nie znał గego treści; nie brał wcale udziału w spisywaniu tego testamentu. Zawierał on dwa postanowienia.    Doktor Jekyll i pan Hyde  Po pierwsze: na wypadek zgonu Henryka Jekylla, dr. med.⁴, dr. గur. utr.⁵, członka król. towarzystwa itd., miało całe గego mienie przeగść w posiadanie „przyగaciela i dobrodzieగa Edwarda Hyde”; po wtóre: na wypadek, gdyby dr Jekyll „znikł lub w niewyగaśniony sposób był nieobecny przez czas dłuższy niż trzy miesiące kalendarzowe”, miał wymieniony Edward Hyde zostać spadkobiercą Henryka Jekylla — i to bezzwłocznie, bez żadnych innych zobowiązań prócz wypłaty niewielkich legatów służbie. Dokument ten wielce się nie podobał Uttersonowi i గako adwokatowi, i గako człowiekowi; lubił on wszystko, co rozsądne i przeciętne; rzeczy fantastyczne i niestosowne uważał za గedno i to samo. Dotychczas nieznaగomość tego pana Hyde budziła గego niechęć; teraz dowiedział się o nim tyle… — Myślałem — szepnął, wkładaగąc z powrotem dokument do kasy — że to wariactwo, teraz poczynam się obawiać, że to coś hańbiącego… Zgasił świecę, włożył płaszcz i ruszył w kierunku Cavendish Square, gdzie przyగaciel గego, doktor Lanyon, miał dom i gdzie przyగmował swych licznych pacగentów. „Jeśli ktoś wie coś, to chyba Lanyon” — pomyślał Utterson. Służący domu znał go dobrze, toteż nie kazał mu długo czekać, lecz od razu wprowadził go do గadalni, w któreగ doktor Lanyon sam siedział przy winie. Był to człowiek miły, zdrowy, o rumianych policzkach i buగnych puklach włosów, które przedwcześnie posiwiały. Gdy uగrzał Uttersona, podskoczył z krzesła i powitał go serdecznie obiema rękami. Serdeczność ta, గak w ogóle całe గego zachowanie się, miała pozór nieco teatralny, lecz mimo to pochodziła z szczerości uczucia. Obaగ byli bowiem starymi przyగaciółmi, kolegami z ławy szkolneగ, obaగ byli pełni szacunku dla siebie i — co nie zawsze się zdarza — zgadzali się ze sobą, ilekroć się spotykali. Po krótkieగ rozmowie na oboగętne tematy poruszył Utterson sprawę zaprzątaగącą w tak nieprzyగemny sposób గego umysł. — Mam wrażenie, móగ drogi Lanyonie — rzekł — że my dwaగ గesteśmy naగstarszymi z przyగaciół, గakich ma Henryk Jekyll. — Wolałbym, by ci przyగaciele byli mnieగ starzy — żartował doktor Lanyon. — Ale i గa mam to samo wrażenie. Ale o co ci idzie? Słyszę teraz bardzo mało o Jekyllu. — Tak? — rzekł Utterson. — Myślałem, że łączy was గakiś wspólny interes. — To było niegdyś — brzmiała odpowiedź. — Lecz గuż od przeszło dziesięciu lat Henryk Jekyll stał się dla mnie zbyt ekscentryczny. Idee గego coraz bardzieగ ulegały wypaczeniu. Oczywiście, wciąż గeszcze interesuగę się nim, by się tak wyrazić: ze stareగ miłości, ale od długiego czasu go nie widziałem. Takie nienaukowe ględzenia oddaliłyby od siebie nawet naగwiększych przyగaciół… Twarz doktora nagle pokryła się silnym rumieńcem. Z pewną ulgą pomyślał Utterson: „A więc rozdwoiły ich tylko గakieś dyferencగe⁶ naukowe…”. Nie mówił chwilę, przeczekał, aż się doktor uspokoi, i zapytał wreszcie: — Czy znasz człowieka, którym Jekyll się opiekuగe, nieగakiego Hyde? — Hyde? — powtórzył Lanyon. — Nie, nigdy o takim nie słyszałem… To była గedyna informacగa, którą adwokat otrzymał. Spędził noc bezsennie. Umysł గego pracował intensywnie. Leżał w wielkim swym łóżku, w ciemności, otoczony pytaniami i widzeniami. Wybiła godzina szósta na zegarze kościoła znaగduగącego się w pobliżu గego mieszkania, a Utterson wciąż గeszcze rozpatrywał ten sam problemat. Dotychczas zaగmował on tylko గego mózg, obecnie owładnął గego wyobraźnią. Gdy tak leżał i rzucał się na łóż- Marzenie, Taగemnica ku w ciemności nocy, opowiadanie Enfielda przeciągało przed గego oczyma గakby pasmo świetlnych obrazów. Widział oświetlone rzęsiście miasto, potem postać człowieka pośpiesznie idącego, potem dziecko biegnące od lekarza do domu, potem గakąś poczwarę rzucaగącą się na to dziecko i pędzącą naprzód bez zwrócenia uwagi na krzyk dziecięcy… To znów widział pokóగ w bogatym domu, w którym przyగaciel leżał, śniąc, uśmiechaగąc się we śnie, a potem otwierały się drzwi tego pokoగu, ktoś wstrząsał śpiącym — i oto ⁴dr. med. — doktora medycyny. [przypis edytorski] ⁵dr. jur. utr. — doktora praw oboగga (skrót od łac.: doctor juris utriusque), tగ. prawa świeckiego i prawa kanonicznego. [przypis edytorski] ⁶dyferencje (daw.) — tu: różnice, różnice poglądów. [przypis edytorski]    Doktor Jekyll i pan Hyde  obok niego stała గakaś postać… Biedny Utterson czasem na chwilę zasypiał, lecz niebawem się budził i zdało mu się, że coraz szybcieగ wiruగe dokoła గasno oświetlonych domów, że na każdym skręcie ulicy pada z wrzaskiem obalone dziecko, a గakaś postać pędzi, goni, ucieka… I wciąż ta postać nie ma twarzy, po któreగ by గą można było poznać; również i w swych rozlicznych przemianach postać ta nie ma twarzy, a właściwie ma tylko గedną zamgloną, rozpływaగącą się… W duszy adwokata rosła nieposkromiona żądza zobaczenia rysów twarzy prawdziwego pana Hyde… „Gdybym — myślał — raz tylko mógł mu spoగrzeć w twarz, cała taగemnica z pewnością wyగaśniłaby się tak, గak to zawsze dzieగe się z taగemniczymi rzeczami, గeśli się గe dokładnie obeగrzy pod lupą…”. Wtedy znalazłby zapewne też wytłumaczenie dziwnego testamentu swego przyగaciela Jekylla. Co naగmnieగ zobaczyłby twarz godną widzenia. Twarz człowieka pozbawionego litości, twarz, na któreగ widok w duszy tak spokoగnego i beznamiętnego człowieka గak Enfield powstało trwałe uczucie nienawiści… Od tego czasu począł Utterson szpiegować drzwi w małeగ uliczce, drzwi prowadzące do taగemniczego, pozbawionego okien domu. Rano przed biurem, w południe podczas przerwy obiadoweగ, wieczorem przy świetle księżyca, w każdeగ wolneగ chwili, w naగwiększeగ samotności i w naగwiększym zgiełku ulicznym zastać można było adwokata na posterunku, na przeszpiegach… Wreszcie cierpliwość గego została nagrodzona. Było to pewneగ piękneగ, sucheగ nocy; powietrze było mroźne, ulice puste, pokryte gołoledzią, latarnie rzucały mgliste światło na mrokami zasnute miasto. Około godziny dziesiąteగ, gdy wszystkie sklepy były zamknięte a ulice puste, zapanowała wokół taka cisza, iż krok przechodnia dudnił po bruku i z dala można go było usłyszeć. Utterson stał గuż czas గakiś na swym posterunku, gdy uwagę గego zwróciły dziwne గakieś kroki. Właściwie niczym nie różniły się od sposobu chodzenia zwykłych przechodniów, samotnie skądś idących nocą ulicami — ale గakieś przeczucie, గakiś instynkt podszeptywał mu, że oto zbliża się ktoś, kto odgrywa w trapiąceగ go aferze wybitną rolę. Wycofał się wtedy do wnęki i obserwował w wielkim napięciu. Wkrótce dostrzegł adwokat zbliżaగącego się człowieka. Był bardzo skromnie ubrany, niski; గuż z odległości budził గakieś nieprzyగemne wrażenie; w całeగ postaci tkwiło coś niesamowitego. Człowiek ten szedł środkiem ulicy, గakby sobie chciał zaoszczędzić drogi; szedł wprost w stronę domu bez okien, a doszedłszy doń, wyగął z kieszeni klucz. Utterson zbliżył się i, dotknąwszy ręką ramienia przechodzącego człowieka, zapytał: — Pan Hyde, గeśli się nie mylę? Pan Hyde wstrząsnął się i głęboko odetchnął. Z piersi గego dobył się syczący dźwięk. Lecz przestrach గego trwał tylko chwilkę. Nie spoగrzał wprawdzie w oczy adwokata, ale odparł zupełnie spokoగnie: — Tak, to moగe nazwisko. Czego sobie pan życzy? — Zdaగe mi się, że pan chce weగść do tego domu — odparł adwokat. — Jestem starym przyగacielem doktora Jekylla. Nazywam się Utterson i mam kancelarię adwokacką przy Gaunt Street. Przypuszczam, że zna pan moగe nazwisko. A że tak się zdarzyło, że pana tu spotykam, proszę, aby mnie pan wpuścił do tego domu… — Nie spotka pan tu doktora Jekylla — odpowiedział Hyde i wsunął klucz do zamku; potem nagle zapytał. — A skąd mnie pan zna? Utterson nie odpowiedział na to pytanie. Powiedział natomiast: — Czy nie chciałby mi pan wyświadczyć pewneగ przysługi? — Z przyగemnością — odrzekł Hyde — o co chodzi? — Chciałbym zobaczyć twarz pana… Hyde przez chwilę zwlekał, potem widocznie zdecydował się, bo wyprostował się, twarz గego przybrała hardy wyraz i spoగrzał wprost w oczy adwokata. — Tak, teraz pana poznam — rzekł Utterson. — Przyda mi się to może kiedyś. — Dobrze się składa — rzekł Hyde — żeśmy się spotkali; à propos, mogę panu dać również móగ adres. I wymienił numer domu w pewneగ ulicy w Soho. — Teraz — zapytał — proszę mi powiedzieć: skąd mnie pan zna? — Ktoś mi pana opisał — rzekł Utterson. — Kto? — Mamy wspólnych przyగaciół.    Doktor Jekyll i pan Hyde  — Wspólnych przyగaciół? — rzekł Hyde ochrypłym głosem. — Kto to? — Na przykład, Jekyll… — Ten panu nigdy o mnie nie mówił! — zawołał gniewnie Hyde. — Nie przypuszczałem, że pan będzie kłamał! — Uważaగ pan — rzekł Utterson — niech pan liczy się ze słowami! Hyde parsknął śmiechem. Z niezwykłą zręcznością otworzył błyskawicznie drzwi i zniknął we wnętrzu domu. Adwokat stał przez chwilę, po czym poszedł powoli, przystaగąc co kilka kroków i pocieraగąc ręką czoło; nie wiedział, co o tym wszystkim myśleć. Problem, który rozważał podczas chodzenia, należał do tych, które rzadko można rozwiązać. Hyde był blady i skar- Ciało, Uroda, Zło, Kondycగa ludzka łowaciały, na twarzy గego widniał nieprzyగemny uśmiech, miał wobec adwokata minę wykazuగącą to lęk, to bezczelność, mówił głosem ochrypłym. Wszystko to przemawiało przeciw niemu, ale nie usprawiedliwiało odrazy i pogardy, którą Utterson odczuwał. „Musi być coś గeszcze innego — myślał, idąc miarowym krokiem — gdybym tylko wiedział, co… Do licha, ten człowiek nie ma w sobie nic ludzkiego! Jakby pół zwierz, osobnik z epoki గaskinioweగ… A może to tak promieniuగe marność గego duszy i zniekształca powłokę cielesną. Chyba tak. Biedny Henryk Jekyll!” Utterson skręcił w następną ulicę, minął గą i dostał się na plac otoczony starymi domami, które przeważnie przedstawiały obraz zaniedbania; w domach tych mieszkali przeróżni lokatorzy: litografowie, budowniczy, pokątni adwokaci i agenci obskurnych przedsiębiorstw. Tylko గeden dom, drugi z brzegu, pozostał w ręku posiadacza i nie miał odnaగemców; గuż z zewnątrz widać było, że właściciel గego గest zamożnym i wytwornym człowiekiem. Przed drzwiami tego domu Utterson zatrzymał się i zapukał. Starszy wiekiem służący, w nienaganną przybrany liberię⁷, otworzył bramę. — Czy pan doktor Jekyll గest w domu, Pawle? — zapytał adwokat. — Zobaczę, panie Utterson — rzekł Paweł i zaprowadził gościa do przestronneగ poczekalni, w któreగ, గak w willi wieగskieగ, płonął ogień na గasnym, otwartym kominku. Drogocenne sza dębowe znaగdowały się w poczekalni, któreగ podłoga była kamienna, a sufit ozdobnie rzeźbiony. — Pan doktor raczy poczekać tu przy kominku; a może mam zapalić światło w గadalni? — Nie, dziękuగę, pozostanę tu. Utterson zbliżył się do kominka i ogrzewał sobie ręce. Izba ta, w któreగ obecnie sam pozostał, była ulubionym kątem గego przyగaciela, doktora Jekylla; Utterson mówił o nieగ zwykle గako o naగprzyగemnieగszym kąciku w całym Londynie. Lecz w teగ chwili był on w ponurym nastroగu. Twarz Hyde’a całą swą ohydą wbiła się w గego pamięć, odczuwał — co mu się zresztą rzadko zdarzało — wstręt do życia, miał wrażenie, że zewsząd suną groźne zmory; widział గe w odblaskach ognia na politurowanych szafach i w niespokoగnym drganiu cieni padaగących na kamienną posadzkę. Wstydził się też ulgi, గaką odczuł, gdy niebawem wrócił Paweł, który zameldował, że doktora Jekylla nie ma w domu. — Widziałem pana Hyde wchodzącego do budynku, w którym ongiś była trupiarnia — rzekł Utterson — czy to tak ma być, గeśli doktora Jekylla nie ma? — Zapewne, panie Utterson — odparł służący. — Pan Hyde ma klucz. — Pański pryncypał⁸ ma widocznie wiele zaufania do tego człowieka… — Tak గest, to prawda, móగ pan ufa mu zupełnie. My wszyscy mamy rozkaz być mu posłuszni. — Nigdy tu nie zastałem tego pana Hyde… — To zrozumiałe, on się tu nie stołuగe — odparł Paweł. — A zresztą widzimy go bardzo rzadko z teగ strony domu, on przychodzi i wychodzi przeważnie przez laboratorium. — Pięknie. Dobranoc, Pawle. — Dobranoc, panie Utterson. Adwokat wracał do domu z ciężkim sercem. „Biedny Henryk Jekyll — myślał — przeczucie mówi mi, że zaplątał się w గakąś fatalną awanturę! Ma on za sobą burzliwą młodość, ale to tak dawno, a u Pana Boga nie ma przedawnienia… Tak, to zapewne ⁷liberia — mundur noszony przez służbę; uniform. [przypis edytorski] ⁸pryncypał — przełożony. [przypis edytorski]    Doktor Jekyll i pan Hyde  następstwa starego grzechu, trucizna ukrywaneగ hańby — a teraz przychodzi kara, po wielu, wielu latach, kiedy zagasło గuż w pamięci wspomnienie błędu…”. Tymi myślami przerażony, zagłębił się adwokat we wspomnieniach własneగ przeszłości, wnikał we wszystkie zakamarki swych przeżyć i badał skrupulatnie, czy tam nie ma గakiegoś ciemnego punktu… Lecz przeszłość గego była nienaganna; niewielu ludzi mogłoby z takim spokoగem odczytać reగestr swego życia, co on… Z tym większym niepokoగem myślał o swoim przyగacielu, doktorze Jekyllu. „Ten Hyde — snuł wątek myśli — గest bardzo podeగrzanym indywiduum, osobnikiem o taగemniczych గakichś planach… Tak dłużeగ być nie może… Strach pomyśleć, że takie stworzenie zakraść się może do łoża Henryka. Co za niebezpieczeństwo! Jeśli ten Hyde wie o istnieniu testamentu, mógłby nabrać ochoty, by గak naగprędzeగ zostać spadkobiercą. Muszę stanowczo temu przeciwdziałać, muszę coś zasadniczego zrobić! O ile tylko Jekyll zechce…”. I poczciwy adwokat Utterson uగrzał przed oczyma dziwne klauzule testamentu.  W czternaście dni potem zaprosił doktor Jekyll swoich znaగomych na గedno z owych przemiłych przyగęć, które zwykł był od czasu do czasu urządzać. Zaproszonych było sześciu starych znaగomych; były to poważne i wpływowe osobistości, które umiały należycie ocenić kielich dobrego wina. Utterson zdołał tak pokierować, że pozostał w mieszkaniu przyగaciela, gdy inni గuż pożegnali się. Nie było w tym nic osobliwego, zdarzało się to często i nie tylko w domu Jekylla. Poważnego adwokata chętnie zatrzymywano, gdy weselsi i rozmownieగsi goście opuścili గuż progi; po గakieగś biesiadzie chętnie siedzi się గeszcze przez czas గakiś i uspokaగa umysł wymownym milczeniem po wesołeగ pijatyce. Siedzieli więc obaగ przyగaciele przy kominku i poznać było można, że doktor Jekyll, rosły, przystoగny, pięćdziesięcioletni mężczyzna, którego rysy twarzy wyrażały wiele rozumu i serca — szczerze i głęboko గest przywiązany do swego przyగaciela Uttersona. — Chciałem గuż dawno z tobą mówić, Henryku — rozpoczął Utterson. — Wiesz, w sprawie testamentu… Uważny obserwator mógłby zauważyć, że temat ten był niemiły doktorowi Jekyllowi, który గednak na apostrofę swego przyగaciela zareagował w sposób żartobliwy. — Biedny Uttersonie — rzekł — wiem, że masz kłopoty z takim klientem గak గa. Jeszcze więceగ może kłopotał się mną ten móగ były przyగaciel Lanyon, ten zatwardziały pedant, oburzaగący się na moగe naukowe kacerstwa, గak గe nazywał. O, wiem dobrze, że to zacny człowiek, nie patrz na mnie tak gniewliwym wzrokiem, bardzo to zacny człowiek, chętnie bym się z nim częścieగ widywał, ale mimo to uważam go za zatwardziałego pedanta, ograniczonego, zawziętego pedanta. Z żadnym człowiekiem nie przeżyłem takiego rozczarowania గak z Lanyonem… — Wiesz przecież, że గa nigdy nie zgadzałem się… — przerwał Utterson, nie odpowiadaగąc wcale na nowy temat poruszony przez przyగaciela. — Z moim testamentem? Tak, wiem o tym — rzekł doktor nieco ostrzeగ — mówiłeś mi. — Właśnie i dziś chcę ci to powiedzieć — mówił adwokat daleగ. — Słyszałem coś niecoś o tym Hydzie… Szeroka, piękna twarz doktora Jekylla zbladła, oczy గego zasnuła ciemna mgła. — Nie chcę nic więceగ o tym słyszeć — rzekł. — Nie będziemy mówić na ten temat. — To, co dowiedziałem się, brzmi wprost fatalnie… — Nie zmienia to postaci rzeczy. Nie poగmuగesz wcale moగeగ sytuacగi — odparł doktor — గestem w nieznośnym położeniu, Uttersonie; గest ono bardzo, bardzo dziwne… Jest to గedna z tych historii, które nie staగą się lepsze przez mówienie… — Henryku — rzekł Utterson — znasz mnie: możesz się przede mną zwierzyć. Zrzuć z serca szczerze cały ciężar, mam pewność, że mógłbym ci pomóc. — Móగ drogi Uttersonie, to bardzo pięknie z tweగ strony, wprost wzruszaగąco; brak mi słów, by ci podziękować. Mam pełne do ciebie zaufanie, wierzę ci bardzieగ niż komukolwiek innemu, ba, więceగ niż sobie samemu. Ale doprawdy గest tu coś innego, niż przypuszczasz; nie ma w tym nic zdrożnego i abyś był zupełnie spokoగny, mogę ci po-    Doktor Jekyll i pan Hyde  wiedzieć: każdeగ chwili mogę się pozbyć pana Hyde. Daగę ci na to słowo. Dziękuగę ci raz గeszcze za twe zainteresowanie, ale powiem ci, Uttersonie, dwa słowa, których nie bierz mi za złe: to గest moగa sprawa prywatna; bądź łaskaw nie wtrącać się do nieగ… Utterson spoglądał przez chwilę w zamyśleniu w ogień płonący na kominku. — Bezsprzecznie… masz zupełną racగę — rzekł wreszcie i wstał. — Ponieważ గednak poruszyliśmy tę sprawę i to przypuszczalnie po raz ostatni — rzekł Jekyll — chciałbym ci dać గeszcze pewne wyగaśnienie. Interesuగę się, rzeczywiście, bardzo owym biednym panem Hyde. Wiem, że go poznałeś, mówił mi o tym; lękam się, że był wcale nieuprzeగmy. Ale zważ: ten młody człowiek budzi moగe naగgłębsze zainteresowanie, a gdyby mnie గuż nie było, obiecaగ mi, proszę, Uttersonie, że okażesz się wobec niego cierpliwy i dopomożesz mu w sprawach spadkowych. Jestem przekonany, że zrobiłbyś to, gdybyś mógł wiedzieć wszystko… Sprawi mi to wielką ulgę, గeśli mi to obiecasz… — Nie mogę obiecać, że zdołam go polubić — rzekł adwokat. — Tego nie żądam wcale — zaprotestował Jekyll i położył rękę na గego ramieniu — proszę tylko o sprawiedliwe obchodzenie się z nim, proszę cię tylko, byś mu pomógł, gdy mnie గuż nie będzie… Utterson nie mógł powstrzymać westchnienia. — Dobrze — rzekł — obiecuగę ci.  Niemal w rok potem, w październiku … Londyn został zaalarmowany zbrodnią wyróżniaగącą się niezwykłym okrucieństwem, zbrodnią popełnioną na osobistości o wysokim stanowisku społecznym. Szczegóły były wstrząsaగące. Służąca, która znaగdowała się sama w pewnym domu położonym niedaleko rzeki, udała się około గedenasteగ do sweగ izdebki, by się ułożyć do snu. Zwykle po północy mgły zasnuwaగą widok; teగ nocy గednak panowała idealna pogoda i uliczka, którą widać było z izdebki oweగ służąceగ, była గasno oświetlona poświatą księżyca. Widocznie dziewczyna ta była usposobienia wysoce romantycznego, gdyż usiadła na kuze stoగącym obok okna i oddała się marzeniom. — Nigdy గeszcze — mówiła potem ze łzami, opowiadaగąc o zaగściach oweగ nocy — nigdy గeszcze nie myślałam tak dobrze o ludziach i ludzkości, nigdy nie czułam się tak spokoగna i tak pełna poczucia harmonii świata. Gdy tak siedziała, uగrzała przystoగnego, starszego mężczyznę o siwych włosach, idącego ulicą. Naprzeciw niego szedł inny, bardzo niski człowiek, na którego w pierwszeగ chwili mało zwracała uwagi. Gdy obaగ zbliżyli się do siebie, a było to tuż pod oknami domu, w którym znaగdowała się owa dziewczyna, starszy pan ukłonił się i przemówił do drugiego przechodnia z widoczną uprzeగmością. Treść గego słów nie była snadź wielkieగ wagi: sądząc z గego gestów, pytał o drogę; księżyc oświecał twarz గego i dziewczyna obserwowała గą z widoczną przyగemnością — twarz to bowiem była dobroduszna, a zarazem pełna powagi i wzbudzała szacunek. Gdy dziewczyna bacznieగ przypatrzyła się drugieగ osobie, poznała w nieగ nieగakiego pana Hyde, który kiedyś odwiedził państwo, u którego służyła, i od pierwszego weగrzenia był గeగ wielce niesympatyczny. Miał on w ręce ciężką laskę. Nie odpowiedział na pytanie starszego pana ani słowem, przysłuchiwał się tylko z nietaగoną niecierpliwością. Niespodzianie popadł w nieposkromiony gniew, tupał nogą, wymachiwał laską i zachowywał się గakby niespełna rozumu. Starszy pan cofnął się o krok, zaskoczony tym zachowaniem. Wściekłość Hyde’a wzmagała się coraz bardzieగ. Obalił siwego pana na ziemię i począł z małpią szybkością kopać go nogami i uderzać laską tak, że niebawem na ziemi leżała pogruchotana, krwawa masa. Przerażona tym widokiem dziewczyna zemdlała. Była druga w nocy, gdy wróciła గeగ przytomność; natychmiast uwiadomiła policగę. Morderca oczywiście zniknął గuż dawno, lecz ofiara గego leżała na środku ulicy, pokrwawiona, zniekształcona. Laska, za pomocą któreగ zbrodnia została dokonana, pękła na dwoగe podczas okrutnego znęcania się nad leżącym; część గeగ znaగdowała się tuż obok zmarłego, drugą గeగ połowę zabrał morderca. Przy zamordowanym znaleziono portfel i złoty zegarek, nie znaleziono natomiast biletów wizytowych i dokumentów prócz za-    Doktor Jekyll i pan Hyde  pieczętowanego listu, zaadresowanego do pana Uttersona, który zapewne człowiek ten zamierzał nadać na poczcie, gdyż list był zaopatrzony w znaczek pocztowy. List ten doręczono adwokatowi wczesnym rankiem, zanim గeszcze wstał; zobaczywszy kopertę i dowiedziawszy się o szczegółach, przybrał bardzo poważną minę. — Nie powiem ani słowa, zanim nie zobaczę trupa — rzekł. — Sprawa గest bardzo poważna. Proszę poczekać, aż się ubiorę. Szybko zగadł śniadanie i poగechał do urzędu policyగnego, gdzie tymczasem przywieziono zwłoki. Gdy గe zobaczył, rzekł: — Tak, poznaగę, to straszne odkrycie… Są to zwłoki sir Danversa Carew. — Móగ Boże — zawołał urzędnik — czy to możliwe? Ta sprawa wywoła wielkie poruszenie. Czy może nam pan być pomocny w uగęciu złoczyńcy? I urzędnik policyగny opowiedział szczegółowo, co służąca zeznała, i pokazał połamaną laskę. Teraz Utterson nie miał żadnych więceగ wątpliwości, że sprawcą గest Hyde. Dziwne było గednak, że laska, którą zamordował Danversa Carew, należała do — doktora Jekylla. Sam mu గą przed laty podarował… — Czy ten Hyde గest niskiego wzrostu? — zapytał. — Bardzo niski; ma nieprzyగemną, złą twarz, tak go przynaగmnieగ opisuగe dziewczyna — rzekł urzędnik policyగny. Utterson zamyślił się, potem rzekł: — Jeśli pan ze mną poగedzie, sądzę, że zdołam panu wskazać గego mieszkanie. Działo się to około dziewiąteగ przed południem; był to mglisty dzień గesienny. Jak olbrzymia, czekoladoweగ barwy płachta, zwisał firmament nisko nad miastem; wiatr rozpędzał gęste kłęby mgły. Dorożka przeగeżdżała przez ulicę miasta i zbliżała się do nędznego przedmieścia Soho, mieగsca zamieszkania naగuboższych, naగnędznieగszych ludzi w okolicy. Gdy dorożka stanęła przed wskazanym domem, mgły poranne nieco się గuż rozproszyły i widać było brudną uliczkę, szynk, sklepik i wiele obdartusów wyleguగących się dokoła bram, i mnóstwo dzieci bawiących się na ulicy, i kobiety dążące do podeగrzanych z wyglądu szynkowni, by గuż od wczesnego ranka zalewać się wódką. W tym środowisku znaగdowało się mieszkanie pana Hyde, protegowanego przez doktora Jekylla, po którym miał odziedziczyć ćwierć miliona szterlingów⁹… Stara kobieta o bladeగ గak kość słoniowa twarzy i siwych włosach otworzyła drzwi. Wyraz twarzy miała złośliwy, maskowany గednak obłudą. — Tak — rzekła — tu mieszka pan Hyde, nie ma go గednak teraz w domu; był późno w nocy, గednak po godzinie pobytu w mieszkaniu wyszedł. Nie ma w tym nic szczególnieగszego. Prowadzi on sposób życia wielce nieregularny; bardzo często bawi czas dłuższy poza domem; wczoraగ widziałam go po raz pierwszy od niemal dwóch miesięcy… — Chcielibyśmy zobaczyć గego pokóగ — rzekł Utterson, a gdy starucha oświadczyła, że to niemożliwe, dodał: — Więc muszę pani oznaగmić, kim గest móగ towarzysz: inspektor Newcomen z urzędu policyగnego. Promień radości poగawił się na twarzy staruchy. — Ach — zawołała — więc tak się rzeczy maగą! A co zbroił? Utterson i inspektor porozumieli się spoగrzeniem. — Nie గest widocznie tu lubiany i popularny — rzekł Newcomen. — A teraz, moగa pani, przeprowadzimy tutaగ rewizగę. Hyde zaగmował w tym domu kilka pokoi urządzonych wytwornie i z wielkim smakiem. Znaగdowała się tu piękna oszklona szafa z srebrnymi przedmiotami zbytkownymi. Na ścianach wisiały piękne obrazy, drogocenne dywany pokrywały podłogi. Utterson przypuszczał, że są to podarunki Henryka Jekylla, który był znawcą sztuki. Pokoగe w chwili obecneగ wyglądały tak, iż naగwyraźnieగ niedawno zacierano w nich pośpiesznie niepożądane ślady. Szuflady stołów i biurek stały otworem, na kominku leżała kupka popiołu; widocznie spalono tam గakieś papiery. Z popiołu tego dobył inspektor ⁹szterling — nieoficగalna nazwa funta brytyగskiego, tగ. waluty używaneగ w Wielkieగ Brytanii. [przypis edytorski]    Doktor Jekyll i pan Hyde  Newcomen sztywną okładkę książeczki czekoweగ niestrawioną przez płomienie. Druga połowa połamaneగ laski stała za drzwiami. Oczywiście podeగrzenia inspektora na ten widok wzrosły niepomiernie. A gdy w banku stwierdzono, że na koncie mordercy wpisanych గest kilka tysięcy funtów — ustały wszelkie wątpliwości. — Może pan na mnie polegać — rzekł Newcomen do Uttersona — że teraz go z pewnością zdołam uగąć. Widocznie postradał zupełnie głowę; przecież nie byłby zostawił laski i nie spalił książeczki czekoweగ. Wszak nie obeగdzie się bez gotówki. Wystarczy, byśmy oczekiwali poగawienia się గego w banku i wysłali za nim listy gończe. Lecz to nie dało na razie rezultatu. Hyde miał bardzo niewielu znaగomych; żadnych గego krewnych nie zdołano odnaleźć; nieliczni ludzie, którzy mogli go opisać, nie zgadzali się ze sobą, zeznania ich różniły się wielce. Tylko pod గednym względem byli zgodni: wszyscy odczuwali గakieś niesamowite, nie do opisania zakłócenie wewnętrzne, గakie ścigany morderca wywoływał u tych, którzy go kiedykolwiek obserwowali.  Było to pod wieczór, gdy Utterson przybył do mieszkania doktora Jekylla. Paweł od razu go wprowadził. Szedł z nim przez podwórze, które niegdyś było ogrodem, do budynku nazwanego „laboratorium”. Doktor Jekyll kupił go od spadkobierców pewnego słynnego chirurga, a ponieważ uważał się raczeగ za chemika niż za anatoma, dał budynkowi w głębi podwórza nowe przeznaczenie. Po raz pierwszy adwokat udawał się w tę część mieszkania swego przyగaciela; z wielkim zaciekawieniem oglądał stary budynek i z nieprzyగemnym uczuciem rozglądał się po sali wykładoweగ, ongi¹⁰ przepełnioneగ rozgwarem pilnych studentów, a teraz opustoszałeగ i bezludneగ: na stołach znaగdowały się aparaty do studiów chemicznych, retorty, flaszki i flaszeczki; na podłodze było kilka skrzyń i koszyków napełnionych wiórami; przez zakurzoną kopułę padało na salę wykładową skąpe, sine światło. Na końcu sali wykładoweగ prowadziły schodki do drzwi okolonych czerwonym yzem; przez te drzwi dostał się wreszcie Utterson do gabinetu doktora. Był to przestronny pokóగ z oszklonymi szafami przy wszystkich ścianach; trzy zakratowane okna wychodziły na podwórze. Na kominku płonął ogień, na gzymsie kominka paliła się lampa, a tuż obok siedział doktor Jekyll; miał wygląd ciężko chorego człowieka. Nie wstał celem powitania gościa, podał mu tylko rękę i powitał go matowym głosem: — Czy znasz ostatnią nowinę? — zapytał Utterson, gdy Paweł opuścił gabinet. Doktor Jekyll zatrząsł się, గakby go mróz obleciał. — Słyszałem sprzedawców gazet wykrzykuగących na ulicach; krzyki dotarły do moగeగ గadalni. — Jeszcze గedno słowo — rzekł adwokat. — Carew był moim klientem, ty nim గesteś także, chciałbym wiedzieć, co mam czynić. Chyba nie popełniłeś teగ nieostrożności, by tego mordercę ukrywać… — Uttersonie, przysięgam — zawołał doktor — przysięgam na Boga, że nie chcę go więceగ widzieć na oczy. Daగę ci słowo honoru, że zerwałem z nim raz na zawsze. To się గuż skończyło. On nie potrzebuగe więceగ moగeగ pomocy. Nie znasz go tak గak గa… On గest teraz zupełnie zabezpieczony… Słuchaగ, co ci powiadam: nigdy nikt o nim więceగ nie usłyszy… Adwokat przysłuchiwał się tym słowom z nietaగonym gniewem; wzburzenie przyగaciela nie podobało mu się. — Czy గesteś tego absolutnie pewien, że on się więceగ nigdy nie poగawi? — zapytał wreszcie. — W twym własnym interesie chciałbym, byś miał pod tym względem racగę. Gdyby doszło bowiem do rozprawy sądoweగ, mogłoby i twoగe nazwisko być wciągnięte. — Jestem o niego zupełnie spokoగny — odparł Jekyll. — Mam powód tak sądzić; nie mogę గednak tego powodu wymienić… Ale przecież w pewneగ sprawie potrzebuగę twoగeగ porady. Otrzymałem list i nie wiem, czy mam go przedłożyć policగi. Chciałbym list ten tobie oddać, będziesz గuż sam wiedział, గaki zeń zrobić użytek. Mam do ciebie tyle zaufania… ¹⁰ongi (daw.) — niegdyś, dawnieగ. [przypis edytorski]    Doktor Jekyll i pan Hyde  — Czy obawiasz się, że list ten mógłby doprowadzić do odnalezienia mordercy? — zapytał adwokat. — Nie — rzekł Jekyll. — Mówiłem ci గuż, że గest mi zupełnie oboగętne, co się z Hyde’em stanie. Ten człowiek dla mnie więceగ nie istnieగe. Myślałem tylko o własneగ osobie, która przez tę wstrętną aferę mogłaby być skompromitowana. Utterson popadł w zamyślenie. Egoizm przyగaciela wywołał w nim zdziwienie zmieszane z pewną ulgą. — Hm — rzekł wreszcie — pokaż mi ten list. List był napisany dziwnym గakimś pismem; widocznie piszący chciał zamaskować swe własne pismo. Podpis brzmiał: „Edward Hyde”. Treść była bardzo krótka; donosił swemu dobroczyńcy, doktorowi Jekyllowi, którego szlachetności tak szpetnie nadużył, by nie przeగmował się całą sprawą; Hyde ma wszystkie możliwości ucieczki i wykluczone గest, by go przychwycono… — A czy masz kopertę? — zapytał Utterson. — Spaliłem గą — odparł Jekyll — zanim గeszcze wiedziałem, o co w tym liście chodzi i od kogo pochodzi. Ale pamiętam, że na kopercie nie było marki¹¹. List został mi wręczony. — Czy mam ten list zachować przy sobie? Zastanowiłbym się przez noc, co z nim począć… — Chciałbym, byś ty za mnie zadecydował. Straciłem do siebie zaufanie. — Dobrze — odparł adwokat. — A teraz గeszcze గedno: czy Hyde podyktował ci w testamencie owo postanowienie tyczące się wypadku, gdybyś ty „znikł”? Doktor Jekyll zbladł nagle. Zacisnął wargi i uczynił przytakuగący ruch głową. — Wiedziałem o tym — rzekł Utterson. — Miał on zamiar zamordować cię. Jeszcze stosunkowo dobrze wyszedłeś z teగ afery. — O wiele lepieగ, niż ci się wydaగe — odparł doktor poważnie. — Miałem nauczkę… O Boże, గaką nauczkę! Zakrył twarz rękoma i nie rzekł więceగ ani słowa. Wychodząc z domu zatrzymał się adwokat i zamienił z Pawłem kilka słów. — Właśnie przyszło mi na myśl — rzekł — że dziś doręczono panu doktorowi list; గak wyglądał oddawca? Paweł był zdumiony tym pytaniem; zapewnił, że dziś żaden posłaniec nie oddał żadnego listu. Słowa te wzbudziły w Uttersonie wielki przestrach. Widocznie list został doręczony przez drzwi wiodące do laboratorium; a może też został napisany w gabinecie… W tym wypadku należało nań patrzeć innymi oczyma i stosować wszelkie środki ostrożności. Gdy Utterson szedł ulicami, wykrzykiwali chłopcy, sprzedaగący pisma: „Nadzwyczaగny dodatek! Straszne morderstwo posła!” Niebawem siedział Utterson przy kominku w swym mieszkaniu, a naprzeciw niego — గego pierwszy sekretarz Guest. W pośrodku między nimi na stoliku stała flaszka wina, które przez wiele lat z dala od światła słonecznego spoczywało w piwnicy domu. Mgły gęsto kładły się nad miastem, w którym lampy uliczne błyszczały గak karbunkuły. Życie toczyło się na wielkich ulicach miasta, ludzie spieszyli do domów, teatrów, restauracగi. Ale w pokoగu, w którym siedział Utterson ze swym sekretarzem, panowała cisza, spokóగ; płomień kominka wesoło oświecał pokóగ. Flaszka wina stwarzała przyగemny nastróగ; w starym winie znikła గuż cierpkość; miało ono smak łagodny, miękki. Z wolna Uttersonem owładnął nastróగ spokoగu i dobroci. Przed Guestem nie miał żadnych taగemnic; pierwszy sekretarz గego kancelarii adwokackieగ bywał często u doktora Jekylla, znał Pawła, słyszał też zapewne o pozycగi, którą zaగmował Hyde w stosunku do doktora; czy nie należałoby mu pokazać listu? Guest గest przecież doskonałym znawcą rękopisów i w ogóle doświadczonym człowiekiem; zapewne po przeczytaniu tak osobliwego dokumentu poczyni kilka uwag, które przydadzą się Uttersonowi i dadzą mu ewentualne wskazówki, గak ma postąpić. ¹¹marka (daw.) — tu: znaczek pocztowy. [przypis edytorski]    Doktor Jekyll i pan Hyde  — To bardzo smutna historia, to zamordowanie sir Danversa… — rozpoczął rozmowę Utterson. — Tak గest, bardzo smutna, wywołała też powszechne wzburzenie. Powiadaగą, że zamordował go obłąkaniec… — Chętnie wysłuchałbym pańskieగ opinii. Mam tu list pisany ręką mordercy. Chciałbym, aby to zostało między nami… nie wiem, doprawdy, co począć… Patrz pan, oto ten list… Guest z wielkim zadowoleniem począł studiować dokument. — Nie, panie doktorze — rzekł wreszcie — ten, kto ten list pisał, nie గest wariatem, ale bądź co bądź ma pismo bardzo osobliwe… W teగ chwili wszedł Paweł i przyniósł list. — Czy to od doktora Jekylla? — zapytał sekretarz. — Pismo wydaగe mi się znaగome. Coś prywatnego, panie Utterson? — Tylko zaproszenie na obiad. Czy chciałby pan zobaczyć również to pismo? — Bardzo proszę — rzekł sekretarz i z wielką gorliwością począł studiować oba listy. — Dziękuగę pięknie — rzekł wreszcie — to są bardzo interesuగące autogra. Nastąpiła dłuższa pauza. Wreszcie, po dłuższeగ walce ze sobą, postawił Utterson pytanie: — Dlaczego pan porównywał oba te listy? — Wykazuగą one bardzo dziwne podobieństwo… Pismo w nich obu గest właściwie identyczne; różny గest tylko kierunek stawiania liter… — To bardzo dziwne… — rzekł Utterson. — Bardzo dziwne… — powtórzył Guest. — Prosiłbym pana, abyś istnienie tego listu zachował w taగemnicy. — Dobrze, panie doktorze — rzekł sekretarz — poగmuగę… Gdy Utterson był sam, otworzył kasę i włożył do nieగ list. „Jak to? — pomyślał — Henryk Jekyll fałszuగe w interesie mordercy?”  Czas upływał. Kilka tysięcy funtów wyznaczono na wykrycie mordercy; odczuwano bowiem śmierć Danversa గako niebezpieczeństwo grożące porządkowi publicznemu i czyniono wielkie wysiłki, by uగąć niecnego sprawcę. Atoli Hyde znikł tak, గakby nigdy nie istniał. Z przeszłości గego uగawniono గednak wiele szczegółów — i to stawiaగących go w okropnym świetle; wywiedziano się o గego bezlitosnym okrucieństwie, o గego złaగdaczonym sposobie życia, o zadawaniu się z naగbardzieగ pogardy godnymi żywiołami. Ale nie było ani śladu wskazuగącego, gdzie się obecnie znaగduగe. Od chwili gdy tuż po dokonaniu mordu, o świcie, opuścił dom w Soho — గakby znikł z powierzchni ziemi… Czas upływał, a Utterson uspokaగał się z wolna i podeగrzenia గego w stosunku do Henryka Jekylla rozwiewały się. Odkąd bowiem ustał fatalny wpływ, który widocznie Hyde wywierał na doktora Jekylla, rozpoczął tenże గakby nowe życie. Ustało odosobnienie, w którym dotychczas pozostawał, nawiązał z powrotem stosunki ze swymi przyగaciółmi, stał się znowu towarzyszem ich wzaగemnych przyగęć biesiadnych. Pracował wiele, bywał często na świeżym powietrzu i czuł się bardzo dobrze. Twarz గego stała się pogodnieగsza, గaśniało z nieగ przeświadczenie, że గest znowu pożytecznym członkiem społeczeństwa. Przeżył tak spokoగnie przeszło dwa miesiące. Dnia  stycznia był u niego Utterson na kolacగi. Zebrało się niewielkie grono przyగaciół. Między nimi był również i doktor Lanyon. Gdy Utterson  i  stycznia chciał odwiedzić Jekylla, zastał drzwi zamknięte. Paweł oświadczył mu, że pan doktor nikogo nie przyగmuగe.  stycznia znowu został odprawiony z niczym. W ostatnich dwóch miesiącach niemal codziennie widywał się ze swym przyగacielem, więc odczuwał ten nawrót do samotności, zasklepienie się Jekylla w czterech ścianach mieszkania గako recydywę melancholii. Następnego dnia udał się w odwiedziny do doktora Lanyona. Przeraził się widocznymi zmianami, które zaszły w wyglądzie lekarza. W twarzy గego ostro rysowały się znaki zbliżaగąceగ się śmierci. Kwitnąca do niedawna twarz była wybladła i wychudła; lekarz w ciągu tygodnia postarzał się o kilkanaście lat. Ale nie tylko    Doktor Jekyll i pan Hyde  te znamiona fizycznego marazmu zaniepokoiły adwokata; గeszcze bardzieగ w oczy rzucała się zmiana duchowego ustroగu lekarza, przygnębienie, ba, nawet przerażenie. Nie można było przyగąć, by lekarz uczuwał lęk przed śmiercią, a గednak Utterson temu uczuciu przypisywał wszystko. Myślał sobie: గako lekarz zna Lanyon swóగ stan, wie, że dni గego są policzone, a ta świadomość గest ponad గego siły. Gdy Utterson począł mówić o kiepskim wyglądzie swego przyగaciela, Lanyon oświadczył mu z całą stanowczością i z głębokim przekonaniem, że uważa swóగ stan za beznadzieగny. — Miałem atak, po którym గuż więceగ nie wydobrzeగę. Chodzi గeszcze tylko o tygodnie. Tak, tak, życie było piękne i dobre. Żyłem chętnie, możesz mi wierzyć, żyłem chętnie, bez wszelkiego mędrkowania. — Jekyll గest także chory — zauważył Utterson. — Czy widziałeś go? Twarz Lanyona skrzywił grymas. Drżącą ręką zrobił ruch zaprzeczenia. — Nie chcę doktora Jekylla więceగ widzieć ani o nim słyszeć — rzekł głośno. — Zerwałem z tym człowiekiem; proszę cię, zaoszczędź mi wszelkiego przypominania osoby, która dla mnie గuż nie istnieగe. — Sst, sst… — szepnął Utterson i po dłuższeగ pauzie zapytał. — Czy nie mógłbym czego tu zrobić? Jesteśmy trzeగ starzy przyగaciele… W tym życiu nie pozyskamy nowych… — To niemożliwe — odpowiedział Lanyon — zapytaగ go sam… — Ale nie przyగmuగe mnie, gdy chcę go odwiedzić — rzekł adwokat. — To mnie nie dziwi. Móగ Uttersonie, kiedy గa umrę, dowiesz się może o wszystkim i będziesz mógł ocenić słuszność i niesłuszność naszego postępowania. Teraz nic więceగ powiedzieć ci nie mogę. A గeśli możesz teraz pogawędzić ze mną o innych rzeczach, proszę, zostań. Jeżeli natomiast nie chcesz ominąć tego przeklętego tematu, wówczas idź sobie, proszę, nie mogę bowiem znieść o tym rozmowy… Gdy Utterson wrócił do domu, usiadł i napisał do Jekylla. Żalił się na niedopuszczenie go do domu Jekylla i dowiadywał się o przyczyny pożałowania godnego zerwania z Lanyonem. Następnego dnia otrzymał Utterson w odpowiedzi obszerny list, napisany przeważnie patetycznym stylem; mieగscami sens wywodów Jekylla był zupełnie ciemny. „Spór z Lanyonem — pisał Jekyll — nie da się załagodzić. Nie czynię naszemu staremu przyగacielowi żadnych wyrzutów, ale podzielam గego zdanie, że nie możemy się więceగ zeగść. Zamierzam odtąd pędzić życie w zupełnym odosobnieniu. Nie dziw się i nie wątp o moగeగ przyగaźni, choćby móగ dom często przed tobą był zamknięty; muszę sam póగść drogą cierpienia i pokuty. Sam na siebie karę nałożyłem. Nie mogę ci wszystkiego opisać. Jestem naగwiększym grzesznikiem między żyగącymi, naగwiększa czeka mnie pokuta. Nie byłbym uwierzył, że na ziemi może istnieć tak wielkie cierpienie i tak wielki lęk. Jedno tylko możesz uczynić, Uttersonie, by ulżyć moగemu losowi: uszanować moగe milczenie”. Utterson osłupiał. Niesamowity wpływ Hyde’a ustał po zniknięciu mordercy. Doktor Jekyll wrócił do swych prac i przyగaciół; గeszcze przed tygodniem wszystko wskazywało, że uspokoił się znacznie i rozpoczyna normalny żywot — i oto teraz, nagle, wniwecz się obraca cała treść గego życia, zatraca się doszczętnie spokóగ గego duchowy, zrywaగą się wszelkie węzły łączące go z przyగaciółmi. Taka wielka i niespodziewana zmiana గest chyba przeగawem obłąkania… A గednak gdy Utterson zastanawiał się nad zachowaniem i słowami Lanyona, dochodził do przeświadczenia, że istnieగe ponadto గakaś niedopowiedziana, głębsza przyczyna, గakaś taగemnica, któreగ Utterson nie zdołał odkryć… W tydzień potem doktor Lanyon położył się do łóżka, a w dwa tygodnie potem nie żył… Wieczorem po pogrzebie zamknął się Utterson w swym gabinecie. Siedział przy biurku przy mętnym świetle świecy i miał przed sobą kopertę własnoręcznie zaadresowaną i zapieczętowaną przez zmarłego przyగaciela. Na kopercie widniał napis: „Do rąk własnych I. G. Uttersona. Gdyby zmarł przedwcześnie, zniszczyć i nie otwierać!”    Doktor Jekyll i pan Hyde  Utterson trzymał kopertę w ręce i bał się గą otworzyć. „Pochowałem dziś — pomyślał — గednego przyగaciela, może po otworzeniu teగ koperty stracę drugiego…”. Przemógł się wreszcie i rozpieczętował kopertę. Wewnątrz znaగdowała się druga koperta, również zapieczętowana i zaopatrzona w słowa: „Otworzyć dopiero po śmierci lub zniknięciu dr. Henryka Jekylla”. Utterson nie wierzył swym oczom. Tak, wyraźnie było napisane: „po zniknięciu”, tak samo గak w testamencie… Ale w testamencie słowa te powstały pod nieszczęsnym wpływem owego Hyde’a, tam miały one గasny i straszny cel… Ale cóż to oznacza, że Lanyon tak pisze? Utterson uczuwał nieposkromioną ochotę nieliczenia się z zakazem, otwarcia natychmiast koperty i uగawnienia od razu wszystkich taగemnic; lecz uczciwość zawodowa przemogła, wierność wobec zmarłego przyగaciela stanowiła wiążące zobowiązanie; toteż Utterson schował kopertę w głębi sweగ kasy. Od tego dnia Utterson nie tęsknił więceగ ze zbytnią namiętnością za towarzystwem żyగącego గeszcze przyగaciela. Był dlań nadal przyగaźnie usposobiony, ale myślał o nim z lękiem i niepokoగem. Oczywiście odwiedzał go, ale z pewną ulgą przyగmował, gdy go Paweł odprawiał z niczym, gdy go nie wpuszczano do pokoగu dobrowolnego i niewytłumaczalnego samotnika. Zresztą Paweł nie miał do zakomunikowania żadnych radosnych i przyగemnych wiadomości. Doktor Jekyll zamykał się teraz przeważnie w gabinecie nad laboratorium, gdzie nawet często sypiał. Był przygnębiony, cichy; nie czytał niczego. Widocznie serce గego gniotła ciężka గakaś troska. Utterson przyzwyczaił się zresztą do tych relacగi Pawła i coraz rzadzieగ przychodził.  Pewneగ niedzieli, gdy Utterson był na zwykłeగ przechadzce z Enfieldem, zdarzyło się, że droga ich znowu prowadziła przez ową boczną uliczkę, przy któreగ znaగdował się dom bez okien, który swego czasu obudził takie ich zainteresowanie. Gdy obaగ znaleźli się tuż obok tego domu, przystanęli i poczęli się przypatrywać గedynym drzwiom wiodącym do wnętrza. — Historia ta skończyła się — rzekł Enfield. — Nie zobaczymy więceగ tego Hyde’a… — Przypuszczam to także — odparł Utterson. — Czy opowiadałem గuż panu, że go raz widziałem i że wywarł również i na mnie fatalne wrażenie? — To zupełnie zrozumiałe. Widok tego człowieka budził obrzydzenie. Mimochodem muszę panu powiedzieć: pan mnie zapewne uważał za głupca, sądząc, że nie wiem, iż ten dom to tylne weగście do domu doktora Jekylla… — Tak? Wie pan o tym? — rzekł Utterson. — A więc moglibyśmy teraz weగść na podwórze i przypatrzyć się temu osobliwemu domowi. Bo prawdę mówiąc, గestem nieco zatroskany o stan biednego Jekylla. Zdaగe mi się, że może uradowałyby go odwiedziny przyగaciela, choćby nawet nie wszedł do mieszkania, a z podwórza z nim zamienił kilka słów. Podwórze było zimne i wilgotne. Mroki wieczorne zasnuwały గuż światło, choć słońce గeszcze nie zaszło i na ulicach było గeszcze గasno. Środkowe okno — a było ich od strony podwórza tylko trzy — stało otworem. Siedział przy nim doktor Jekyll. Twarz miał smutną, ponurą; wyglądał గak więzień chwytaగący nieco świeżego powietrza. — Hola, Jekyll! — zawołał Utterson. — Spodziewam się, że masz się గuż lepieగ. — Bardzo mi źle, Uttersonie — odparł doktor smutnie. — Bardzo źle. To గuż niedługo potrwa, Bogu dzięki. — Zbyt wiele przesiaduగesz w pokoగu — rzekł Utterson. — Powinieneś wyగść na powietrze i pobudzić krążenie krwi, గak pan Enfield i గa. Czy wolno mi przedstawić: móగ kuzyn, pan Enfield — pan doktor Jekyll. A więc: zeగdź, weź kapelusz, przeగdziemy się. — To bardzo pięknie z tweగ strony — westchnął Jekyll — chętnie poszedłbym, ale nie, nie, nie, to niemożliwe, nie wolno mi. Ale doprawdy, Uttersonie, cieszę się, że cię widzę. Wierz mi, cieszę się z całego serca. Zaprosiłbym ciebie i Enfielda do siebie, ale tu u mnie właśnie wielki nieład… — Dobrze więc — rzekł adwokat dobrodusznie — zostaniemy tu na podwórzu i porozmawiamy.    Doktor Jekyll i pan Hyde  — Właśnie to chciałem ci zaproponować — rzekł Jekyll, uśmiechaగąc się. Ale zaledwie te słowa powiedział, gdy uśmiech na గego twarzy zamarł, a przeగawił się tak otchłanny lęk i tak głęboka rozpacz, że obu panom, stoగącym na podwórzu, krew w żyłach zastygła. Widzieli tę rozpacz i ten lęk tylko przez sekundę, gdyż natychmiast okno się zamknęło; ale ta sekunda wystarczyła. Opuścili podwórze w milczeniu. Również nie mówiąc ani słowa, przeszli małą uliczkę, dopiero gdy znaleźli się na główneగ ulicy, na któreగ mimo niedzieli panował dość ożywiony ruch, spoగrzał Utterson w twarz swego towarzysza. Była, blada i przerażona. — Niech nas Pan Bóg ma w sweగ opiece… — szepnął Utterson. Enfield skinął głową poważnie i począł w milczeniu iść naprzód.  Utterson siedział pewnego wieczora po kolacగi przy kominku, gdy ku wielkiemu గego zdziwieniu zగawił się Paweł. — Cóż pana tu sprowadza? — zawołał Utterson. — Co się stało? Czy pan doktor chory? — Panie Utterson — rzekł Paweł — tam coś nie గest w porządku. — Tak? Siadaగ pan. Oto szklanka wina, wypij pan i opowiedz szczerze, z czym przyszedłeś. — Wie pan przecież — rzekł Paweł — గaki గest móగ pan, i wie pan, że się ostatnio stale odosabnia. Teraz znowu zamyka się w sweగ pracowni. Panie Utterson, lękam się… — Móగ drogi — rzekł adwokat — proszę mówić szczerze i wyraźnie: czego się pan lęka? — Już od tygodnia obawiam się — odparł Paweł — a teraz nie mogę గuż więceగ się opanować… Zewnętrzny wygląd Pawła గak naగdobitnieగ potwierdzał te słowa. Postawa గego, zwykle poprawna, wiele pozostawiała teraz do życzenia. Siedział na fotelu, trzymał szklankę wina na kolanie, nie wypił ani kropli, oczy miał utkwione w dywan. — Nie mogę się więceగ opanować… — powtórzył. — Pawle! — rzekł Utterson. — Widzę, że zaszło coś poważnego. Niech pan spróbuగe mi powiedzieć, o co idzie¹². — Sądzę, że zaszło coś okropnego — rzekł Paweł ochrypłym głosem. — Coś okropnego? — zawołał adwokat, przerażony i zmieszany. — Co to ma znaczyć? — Nie mam odwagi powiedzieć, ale czy nie chciałby pan póగść ze mną i osobiście się przekonać? Utterson powstał i wziął płaszcz i kapelusz. Zauważył, że na twarzy służącego odmalowała się wielka ulga. Była to burzliwa noc zimowa. Wiatr uniemożliwiał rozmowę. Ulice były zupełnie pu- Samotność, Zima, Miasto ste. Utterson chętnie byłby w teగ chwili widział dokoła siebie ludzi; samotność i pustka na ulicach wywoływała w nim nieprzyగemne uczucie. Gdy przybyli na plac przed domem, Paweł się zatrzymał i mimo silnego mrozu zdగął czapkę i otarł czerwoną chusteczką czoło. Lecz mimo szybkiego marszu nie był to pot wywołany zmęczeniem; czoło గego było wilgotne ze strachu; twarz miał bladą, a kiedy mówił, głos గego był chropawy: — Oto గesteśmy — rzekł — oby Bóg dał, by nic nie zaszło. Po tych słowach Paweł ostrożnie zapukał. Drzwi uchyliły się nieco, a głos గakiś wewnątrz zapytał: — Czy to ty, Pawle? — Tak, to గa, otwórz. Przedsionek, do którego weszli, był గasno oświetlony, wielki ogień płonął na kominku, a dokoła niego była zgromadzona cała służba. Na widok Uttersona pokoగówka wydała histeryczny okrzyk, a kucharka zawołała: — Bogu dzięki, pan Utterson! — i pobiegła do niego, గakby go chciała uścisnąć. ¹²o co idzie — dziś raczeగ: o co chodzi. [przypis edytorski]    Doktor Jekyll i pan Hyde  — Co wy tu wszyscy robicie? — rzekł adwokat ostrym tonem. — To zupełnie niewłaściwe postępowanie. — Oni wszyscy się boగą — rzekł Paweł. Pokoగówka załkała głośno. — Stul gębę! — zawołał Paweł z wielką gwałtownością, dowodzącą, గak bardzo గest podniecony. Gdy dziewczyna poczęła గęczeć, wszyscy obecni skierowali oczy w stronę drzwi prowadzących do wnętrza domu; na twarzach ich malował się przestrach i oczekiwanie. — A teraz — zawołał Paweł do sprzątacza — podaగ mi świecę, nareszcie dotrzemy do prawdy! Poprosił Uttersona, by poszedł za nim, i zaprowadził go na podwórze. — Teraz, panie Utterson — rzekł — proszę póగść za mną możliwie naగciszeగ. Chciałbym, by pan słyszał, ale by pana nie słyszano. Uważaగ pan: gdyby mu wpadło na myśl pana wezwać, niech pan nie wchodzi! Te niespodziewane słowa omal nie wytrąciły Uttersona z równowagi duchoweగ, lecz opanował się i szedł za Pawłem przez laboratorium i salę chirurgiczną aż do schodków wiodących do gabinetu. Tu dał mu Paweł znak, by się nieco usunął na bok. Paweł postawił świecę na podłodze i sam zdecydowanym krokiem wszedł na schodki i zapukał do drzwi otoczonych czerwonym yzem. — Jaśnie panie, pan Utterson chciałby z panem się rozmówić — rzekł i raz గeszcze uczynił ruch w stronę Uttersona, polecaగący baczną uwagę. Jakiś głos odezwał się z wewnątrz: — Niech mu pan powie, że nikogo nie przyగmuగę! — Dobrze, గaśnie panie — rzekł Paweł, wziął świecę i zaprowadził Uttersona przez podwórze do wielkieగ kuchni, w któreగ wygasł ogień i karaluchy biegały po podłodze. — Panie Utterson — rzekł Paweł — czy to był głos mego pana? — Wydał mi się bardzo zmieniony — odparł adwokat. — Zmieniony? Hm, గestem od dwudziestu lat w tym domu i nie miałbym poznać గego głosu? Nie, panie Utterson, moగego pana zamordowali, sprzątnęli przed ośmiu dniami, kiedyśmy słyszeli, że głośno wzywa pomocy boskieగ, a co tam గest zamiast niego i dlaczego tam pozostaగe, to Bóg raczy wiedzieć, panie Utterson! — To bardzo dziwna historia, Pawle. Przypuśćmy, że pańskie przypuszczenie గest prawdziwe, przypuśćmy, że doktor Jekyll został zamordowany, to po cóż morderca pozostaగe na mieగscu czynu? Nie, nie mogę uznać za słuszne pańskiego przypuszczenia. — Dobrze, panie Utterson, trudno pana zadowolić, ale zdaగe mi się, że uda mi się to wreszcie — rzekł Paweł. — Przez cały ubiegły tydzień on albo ono (mam na myśli to stworzenie, które bawi w tamtym gabinecie) wołało o గakieś lekarstwo, którego ani rusz dostać nie można. Już przedtem miał móగ pan niekiedy zwyczaగ pisania swych zleceń na kartce papieru i zostawiania ich na schodkach. Przez cały ubiegły tydzień stale zastawaliśmy takie kartki na schodach; drzwi były zamknięte wciąż; గedzenie zostawialiśmy również pod drzwiami; zabierał గe, gdy nikogo nie było. Pomyśl pan sobie, codziennie, co powiadam, dwa lub trzy razy dziennie zastawałem na schodach karteczki, które mnie wysyłały do wszystkich większych składów aptecznych i sklepów z chemikaliami. Ilekroć przynosiłem flaszeczkę z zamówioną miksturą, zastawałem niebawem nową karteczkę z wiadomością, bym zwrócił lekarstwo, gdyż nie గest czyste, i zamówił nowe w inneగ firmie… — Czy ma pan przy sobie గedną z tych kartek? — zapytał Utterson. Paweł począł grzebać w kieszeni i dobył zmiętą karteczkę, którą adwokat, pochyliwszy się nad świecą, począł skrupulatnie badać. Treść była następuగąca: „Dr Jekyll przesyła panu Maw pozdrowienia i zapewnia, że ostatnia przesyłka గest niezbyt czysta, zatem niezdatna. W roku … pobrałem większą ilość tego lekarstwa. Proszę zatem zbadać w składzie, czy nie ma గeszcze pewneగ ilości tego samego gatunku i o ile by się znalazło, przesłać natychmiast. Cena nie odgrywa żadneగ roli. Zależy mi na tym bardzo”. — To bardzo dziwna kartka — rzekł Utterson, a potem ostro zapytał. — A గak to się stało, Pawle, że to pismo ma pan przy sobie i to odpieczętowane?    Doktor Jekyll i pan Hyde  — Sprzedawca w firmie Maw rozgniewał się i cisnął mi kartką w twarz — wyగaśnił Paweł. — To గest bezsprzecznie pismo doktora Jekylla — rzekł adwokat. — Co pan sądzi? — Tak i mnie się zdawało — odparł służący i dodał zmienionym głosem: — Widziałem go! — Widział go pan? — powtórzył Utterson — i… — Tak — rzekł Paweł — było to tak: wszedłem nagle z podwórza do sali wykładoweగ. Widocznie on właśnie wtedy wyszedł, by wziąć lekarstwo, gdyż drzwi do గego gabinetu były otwarte… Stał w sali wykładoweగ i szukał czegoś między słoగami umieszczonymi na గednym ze stołów. Gdy mnie zobaczył, krzyknął i pędem pobiegł po schodkach do sweగ pracowni. Widziałem go tylko przez chwilkę; włosy zగeżyły mi się na głowie… Jeśli to był móగ pan, to dlaczegóż miał maskę na twarzy? Jeśli to był móగ pan, to dlaczego pisnął గak szczur i uciekł przede mną? Przecież służę u niego od przeszło dwudziestu lat… Przerwał i potarł sobie ręką czoło. — To wszystko są bardzo osobliwe okoliczności — rzekł Utterson — ale zdaగe mi się, że zaczynam sobie zdawać z wszystkiego sprawę. Pańskiego pana, Pawle, nawiedziła గedna z tych chorób, które dręczą chorego, a zarazem zniekształcaగą go. Stąd to zapewne pochodzi ta zmiana głosu, stąd ta maska i ukrywanie się przed przyగaciółmi, stąd to pożądanie, by dostać గakie lekarstwo wypróbowane, po którym biedak spodziewa się uleczenia. Dałby Bóg, by to nie było złudą! Oto moగe wytłumaczenie; గest ono smutne, Pawle, ale గeżeli się głębieగ zastanowimy, గedynie naturalne, logiczne i konsekwentne. — Panie Utterson — rzekł służący, na którego bladeగ twarzy wykwitło kilka czer- Sługa, Pan, Czyn, Pozycగa wonych plam — ta osoba — to nie był móగ pan. Móగ pan — Paweł rozeగrzał się i począł społeczna mówić szeptem — móగ pan ma wielką, piękną postawę, a ta osoba to skarlałe గakieś indywiduum… A gdy Utterson chciał zaprzeczyć, Paweł zawołał: — Nie, nie, nie, czy sądzi pan, że po dwudziestu latach nie poznałbym swego pana? Czy sądzi pan, że nie wiem, గak wysoko we drzwiach sięga głowa mego pana, గa, który go co dzień tam widywałem? Nie, panie Utterson, ta osoba w masce to nie był doktor Jekyll. Bóg wie, kto to był, ale że nie móగ pan, za to ręczę. Jestem przekonany, że tam popełniono morderstwo. — Pawle — odparł adwokat — గeśli pan tak mówi, to moim గest obowiązkiem upewnić się co do tego. Aczkolwiek chciałbym oszczędzić mego przyగaciela, chociaż ta karteczka dowodzi, że గest గeszcze przy życiu, to గednak zmuszony గestem przystąpić do wyłamania drzwi wiodących do గego pokoగu. — Ach, panie Utterson, nareszcie dobre słowo! — zawołał służący. — A teraz druga kwestia: kto póగdzie ze mną? — Ja — brzmiała mocna odpowiedź. — Dobrze — rzekł adwokat. — Cokolwiek z tego wyniknie, moగą będzie rzeczą postarać się, by pan nic na tym nie stracił. — W laboratorium గest siekiera — rzekł Paweł — గa się będę nią posługiwał, pan weźmie drąg do zgartywania¹³ ognia. — Czy zdaగe pan sobie sprawę — rzekł Utterson — że my obaగ narażamy się teraz na pewne niebezpieczeństwo? — Ma pan racగę, rzeczywiście tak గest — odparł służący. — Wobec tego byłoby dobrze, gdybyśmy byli ze sobą całkiem szczerzy. Mam wrażenie, że nie wszystko dopowiedzieliśmy sobie; nieగedno myślimy, a nie mówimy. Więc powiedzmy sobie wszystko! Czy nie poznał pan tego człowieka w masce, czy nie przypuszcza pan, kto to może być? — Osoba ta była tak skulona i biegła tak szybko, że gdyby mi kazano przysięgać, to odmówiłbym; ale gdyby mnie zapytano, oświadczyłbym: to był pan Hyde! Zupełnie ta sama wysokość i te same szybkie ruchy… A zresztą: któż by inny mógł dostać się przez drzwi prowadzące do laboratorium? Wie pan przecież, że miał on w czasie mordu klucz. Ale i to nie గest గeszcze wszystko. Nie wiem, czy pan spotkał kiedyś tego człowieka? — Tak — rzekł adwokat — rozmawiałem raz z nim. ¹³zgartywać (daw.) — zgarniać. [przypis edytorski]    Doktor Jekyll i pan Hyde  — Wobec tego wie pan przecież, że w tym człowieku tkwi coś osobliwego, coś niezwykłego, niewytłumaczonego. Nie wiem, గak by to wyrazić, naగprędzeగ tak: widok గego przeగmuగe do szpiku kości… — Muszę przyznać, że uczuwałem coś podobnego — rzekł Utterson. — Gdy ta zamaskowana istota గak małpa odskoczyła od stołu z chemikaliami i popędziła schodkami do gabinetu, przeszło mi przez myśl: to musi być Hyde! Zapewne, nie mam absolutneగ pewności; czytałem wiele książek kryminalnych i wiem, że należy mieć dowód niezbity na swe twierdzenia, ale człowiek ma wyczucie, instynkt గakiś dyktuగe nam często prawdziwe twierdzenia, z całą zatem stanowczością utrzymuగę, że to był Hyde! — Tak, tak, tak — powtórzył trzykrotnie adwokat. — Moగe obawy ziszczaగą się. Od samego początku lękałem się, że z tego kontaktu doktora Jekylla z owym pokracznym indywiduum wynikną złe następstwa. Zaprawdę, miał pan racగę, Pawle. I గa గestem teraz przekonany, że biedny Henryk został zamordowany, a morderca, Bóg wie, w గakim celu, znaగduగe się గeszcze w pokoగu sweగ ofiary. A więc dobrze, pomścimy śmierć doktora Jekylla! A teraz, Pawle, niech pan tu wezwie Bradshawa. Po chwili wszedł wezwany; był blady i wzburzony. — Uważaగ pan, co powiem — rzekł Utterson. — Wiem, że niepewność ciąży na nas wszystkich, ale teraz mamy zamiar położyć గeగ ostateczny kres. Paweł i గa wtargniemy gwałtem do గego pokoగu. Jeśli wszystko గest w porządku, niech się służba niczego nie lęka, గa wezmę wszystko na siebie. By గednak łotrowi nie dać żadneగ możności wymknięcia się, wyగdzie pan wraz z kuchcikiem, każdy z was zaopatrzony w tęgi kij, na uliczkę i staniecie przed drzwiami prowadzącymi do laboratorium. Macie dziesięć minut czasu, by się dostać na swóగ posterunek. Gdy Bradshaw wyszedł, adwokat wyగął zegarek i trzymał go w ręku przez dziesięć minut. — A teraz, Pawle, udamy się na nasze stanowiska! Wyszli na podwórze. Chmury przesłoniły księżyc; dokoła ścieliła się gęsta czerń. Paweł znał గednak każdą piędź ziemi w tym domu; po omacku dostali się do sali wykładoweగ. Zapalił świecę, usiedli i czekali. Wokoło było cicho, tylko z gabinetu dochodziły odgłosy kroków. — Tak wędruగe on przez cały dzień — szepnął Paweł — a ponadto przez większą część nocy. Tylko wtedy, gdy otrzymuగe nową próbkę ze składu chemikaliów, następuగe krótka pauza. Ach, musi to być kiepskie sumienie, które wywołuగe w nim ten wieczny niepokóగ. W każdym గego kroku గest krew, zbrodniczo przelana krew. Niech pan uważnie się przysłucha, panie Utterson, i niech mi pan powie: czy గest to chód moగego pana? Kroki to były lekkie, wykonywane z pewnym rozpędem, aczkolwiek chód był powolny. Faktycznie różniły się wielce od ciężkiego, mocnego stąpania Henryka Jekylla. Utterson westchnął i zapytał: — A zresztą czy nic poza tym słychać nie było? — Raz słyszałem płacz. — Płacz? Jak to? — zapytał adwokat, przeగęty nagle wielkim przerażeniem. — Płacz గakby kobiety lub zatraconeగ duszy. Uciekłem, było mi tak ciężko na sercu, że sam naగchętnieగ rozpłakałbym się… — No — zawołał Utterson — przystąpmy do dzieła! Paweł dobył siekiery znaగduగąceగ się na గedneగ ze skrzyń i ustawił świecę na stole, by świeciła im w przygotowaniach do natarcia. Wstrzymuగąc oddech, zbliżyli się możliwie naగciszeగ do drzwi, za którymi ktoś szedł wciąż tam i z powrotem lekkim krokiem. — Jekyll! — zawołał Utterson donośnym głosem. — Muszę cię koniecznie zobaczyć. Z gabinetu nie padło ani గedno słowo odpowiedzi. — Zwracam twoగą uwagę — mówił daleగ Utterson — że podeగrzenia nasze są bardzo ciężkie i że muszę cię zobaczyć. Jeśli nie otworzysz dobrowolnie, otworzę drzwi bez twego zezwolenia, gwałtem! — Uttersonie — doszedł głos zza drzwi — na miłość boską, mieగ litość. — Ach, to nie గest głos Jekylla, to గest Hyde! — zawołał Utterson. — Pawle, wyłamiemy drzwi!    Doktor Jekyll i pan Hyde  Paweł wziął rozmach i grzmotnął siekierą we drzwi; uderzenie wstrząsnęło ścianą i drzwi zachybotały w zawiasach. Z gabinetu doleciał krzyk straszny, గakby śmiertelnie przerażonego zwierzęcia. Znowu siekiera spadła na drzwi i znowu wstrząsnęła się ściana. Czterokrotnie Paweł wymierzał cios, lecz drzwi były z niezwykle twardego drzewa, a spoidła mocno i doskonale sporządzone. Dopiero po piątym razie pękły drzwi i runęły do wnętrza pokoగu. Obaగ nacieraగący spoగrzeli na wnętrze pracowni. Przed ich oczyma ścielił się obraz spokoగu i ciszy. Na stole paliła się lampa, w piecu płonął ogień, kocioł z wrzątkiem stał na tróగnogu, pod którym migotał płomyk, na biurku leżały papiery ułożone w porządku, na stoliku obok kominka stała zastawa na herbatę — słowem, pokóగ ten można by uważać za przyగemny, cichy zakątek uczonego… W środku pokoగu leżało ciało, గeszcze drgaగące… Utterson i Paweł weszli na palcach i spoగrzeli w twarz leżącego. Był to — Edward Hyde. Nosił ubranie zbyt wielkie, ubranie doktora Jekylla. Muskuły twarzy గego drgały గeszcze, ale życie z tego człowieka గuż uleciało. W ręku ściskał szklaną rurkę; w powietrzu unosił się గakiś mocny zapach… Utterson zrozumiał, że ma przed sobą trupa samobóగcy. — Przybyliśmy za późno — rzekł poważnie — za późno, by ratować, i za późno, by karać. Hyde stanął przed naగsprawiedliwszym sędzią świata… A teraz musimy గeszcze znaleźć ciało mego przyగaciela, Jekylla. Główną część domu zaగmowała sala wykładowa, wypełniaగąca cały parter; nad tą salą znaగdował się gabinet. Korytarz łączył salę wykładową z drzwiami prowadzącymi w boczną uliczkę. Ponadto znaగdowało się w domu kilka గeszcze ciemnych zakamarków i przestronna piwnica. Wszystkie te mieగsca przeszukał Utterson z Pawłem z wielką starannością. Nie trwało to długo: wszystkie bowiem zakamarki były puste; sądząc po kurzu, గaki opadał z drzwi, które otwierali, od dawna nikt do tych komórek nie wchodził. Piwnica natomiast była przepełniona różnymi gratami, pochodzącymi గeszcze z czasu, gdy dom należał do chirurga, od którego go Jekyll nabył. Lecz gdy drzwi do piwnicy otwarli, zrozumieli, że wszelkie poszukiwania byłyby tu bezcelowe, gdyż gęste kłęby paగęczyny dowodziły, iż od lat wielu piwnica była nieużywana. Nigdzie nie było śladu Henryka Jekylla, żywego albo nieżywego. Paweł począł tłuc w płyty kamienne korytarza. — Może tu గest zakopany, pod podłogą… — rzekł i przysłuchiwał się odgłosom swych uderzeń. — Albo uciekł… — rzekł Utterson i przystąpił do zbadania drzwi wiodących do uliczki. W pobliżu drzwi znaleźli na podłodze klucz. Był on niemal cały zardzewiały. — Nie zdaగe mi się, by ten klucz był często używany — zauważył adwokat. — Używany? — powtórzył Paweł. — Czy nie widzi pan, że గest złamany? — Faktycznie — potwierdził Utterson — a mieగsca, w których klucz గest złamany, są również zardzewiałe. Obaగ spoగrzeli na siebie zdumieni. — Tego rozumem ogarnąć nie umiem. Pawle, wrócimy do gabinetu. W milczeniu szli po stopniach, rzucili spoగrzenie na trupa i przystąpili do szczegółowego zbadania urządzenia pracowni. Na గednym ze stołów widoczne były ślady pracy chemika; na szklanych tafelkach leżały porozdzielane kupki białego proszku, గakby przygotowane do doświadczenia, w którego wykonaniu przeszkodzono nieszczęśliwcowi. — To są te proszki, które mu zawsze musiałem sprowadzać z różnych aptek i składów chemicznych — rzekł Paweł. W teగ chwili poczęła kipieć woda w kotle. Skierowali się ku kominkowi, gdzie stał wygodny fotel, a przed nim niewielki stół; wszystko na nim było przygotowane do wypicia herbaty; nawet cukier leżał గuż w filiżance. Obok filiżanki leżała otwarta książka i Utterson zauważył ze zdziwieniem, że był to egzemplarz nabożnego dzieła, o którym doktor Jekyll parokrotnie wyrażał się z wielkim uznaniem; గednak na brzegach niemal każdeగ strony były ręką Jekylla wypisane uwagi zawieraగące przerażaగące bezeceństwa.    Doktor Jekyll i pan Hyde  Potem skierowali się do biurka. Między różnymi, w porządku poukładanymi papierami znaగdowała się wielka koperta. Pismem Jekylla było na nieగ wypisane nazwisko Uttersona. Adwokat otworzył kopertę. Wypadło z nieగ kilka dokumentów. Jednym z nich był testament doktora Jekylla, spisany podobnie ekscentrycznym stylem గak ten, który Utterson zwrócił mu przed sześciu miesiącami. Tak samo były w tym testamencie wymienione dwie ewentualności: na wypadek śmierci i na wypadek zniknięcia Jekylla. Lecz zamiast nazwiska Edwarda Hyde przeczytał adwokat ku swemu nieopisanemu zdumieniu swe własne nazwisko… Wyraźnie: Gabriel John Utterson… Spoగrzał na Pawła, potem znowu na dokument, a wreszcie na nieżywego mordercę leżącego na dywanie. — Mam wrażenie, గakby mi koło młyńskie obracało się w mózgu — rzekł i, wskazuగąc na trupa, dodał: — Ten człowiek był tu dniami całymi, znał ten dokument; nie miał naగmnieగszego powodu, by być mi życzliwy; musiał być oburzony, że go doktor Jekyll pominął w testamencie, a mimo to nie zniszczył tego testamentu, wydziedziczaగącego go, a przyznaగącego spadek mnie… Wziął do ręki drugi dokument; była to kartka papieru zapisana pismem doktora Jekylla i zaopatrzona w datę. — Ach, Pawle! — zawołał adwokat. — Jeszcze dziś był przy życiu i bawił¹⁴ tutaగ! W tak krótkim czasie nie mógł go przecież Hyde uprzątnąć, a więc Jekyll żyగe! Zniknął po prostu… Ale… dlaczego zniknął? W గaki sposób? A గeśli tak గest, to గak wytłumaczyć to samobóగstwo? Musimy być bardzo ostrożni… Przewiduగę, że pańskiego chlebodawcę wplączemy గeszcze w okropną katastrofę! — Dlaczego pan nie czyta, co napisane na teగ kartce papieru? — zapytał Paweł. — Lękam się… — odparł adwokat poważnie. Lecz przecież wziął kartkę i odczytał słowa: „Móగ kochany Uttersonie! Gdy te słowa będziesz odczytywał, mnie tu గuż nie będzie; zniknę, i to wśród okoliczności, których, pisząc to, oczywiście przewidzieć nie mogę. Jednak przeczucie mi powiada, a wnioskuగę również z mego okropnego położenia, że niebawem zakończę swe życie. Wtedy przeczytaగ naగpierw relacగę, którą Lanyon, గak mi sam powiedział, miał ci wręczyć, a గeśli గeszcze więceగ chcesz wiedzieć, przeczytaగ potem wyznanie twego niegodnego i nieszczęśliwego przyగaciela, Henryka Jekylla”. — Gdzie గest trzeci dokument, który wyleciał z wielkieగ koperty? — zapytał Utterson. — Tu — rzekł Paweł i podniósł z biurka obszerny pakiet, bardzo starannie zapieczętowany. Adwokat włożył go do kieszeni. — Naగlepieగ, gdy ani słowa nie wspomnimy o tych papierach — rzekł. — Jeśli pański chlebodawca uciekł albo nie żyగe, to przynaగmnieగ uratuగmy గego reputacగę. Mamy teraz godzinę dziesiątą. Póగdę do domu i spokoగnie przeczytam te dokumenty. Za dwie godziny, a więc około północy, będę tu z powrotem; wtedy zawiadomimy policగę. Wyszli, zamknęli drzwi za sobą i adwokat udał się do swego mieszkania, by przeczytać obie relacగe, maగące przynieść rozwiązanie taగemniczeగ, zagadkoweగ afery. .     stycznia, a więc przed czterema dniami otrzymałem wieczorną pocztą list polecony; z adresu poznałem pismo mego kolegi szkolnego, Henryka Jekylla. Byłem tym wielce zdziwiony, ponieważ nie utrzymywaliśmy ze sobą żadneగ korespondencగi listowneగ. Ponadto właśnie dnia poprzedniego odwiedziłem go i zగadłem u niego kolacగę — nasz stosunek zatem nie mógł tłumaczyć nadesłania mi takiego formalnego listu poleconego. Treść listu wzbudziła we mnie గeszcze większe zdumienie. Brzmiał on następuగąco: „Kochany Lanyonie! Jesteś గednym z moich naగlepszych przyగaciół, a గeśli byliśmy niekiedy odmiennych zapatrywań co do różnych kwestii naukowych, to గednak nie ¹⁴bawić gdzieś (daw.) — przebywać gdzieś. [przypis edytorski]    Doktor Jekyll i pan Hyde  mogę sobie przypomnieć, byśmy się kiedy na serio poróżnili i by nasza przyగaźń kiedykolwiek zaznała zmącenia. Gdybyś mi kiedykolwiek powiedział: »Moగe życie, móగ honor, wszystko zależy od ciebie« — poświęciłbym swóగ maగątek, prawicę, by ci pomóc. Lanyonie, moగe życie, móగ honor, wszystko zależne గest od twego współczucia, గeśli mi dzisieగszeగ nocy nie udzielisz pomocy, గestem zgubiony! Po tym wstępie mógłbyś może pomyśleć, że poproszę cię o coś, czego uczciwy człowiek nie mógłby spełnić. Więc osądź sam: Proszę cię więc, byś dzisieగszego wieczora nie przyగął żadnych innych zobowiązań, choćby cię wzywano do łoża chorego cesarza, byś wziął dorożkę — o ile byś nie miał pod ręką twego powozu — i byś wprost do mnie poగechał. Móగ służący Paweł otrzymał instrukcగe, będzie cię on oczekiwał z ślusarzem. Musicie gwałtem otworzyć drzwi do moగeగ pracowni. Po dokonaniu tego, proszę, weగdź sam, otwórz oszkloną szafę, znaczoną literą E, rozbij po prostu zamek, o ile szafa nie గest otwarta, i wyciągnij czwartą z góry lub, co na గedno wychodzi, trzecią szufladę z dołu. W mym niezwykłym zdenerwowaniu odczuwam chorobliwy lęk, czy dane powyższe są ścisłe; o ile bym się mylił, to sam rozpoznasz, którą szufladę mam na myśli: znaగduగe się w nieగ kilka lekarstw, గedna szklana rurka i notesik. Szufladę tę weź ze sobą do swego mieszkania tak, గak గą zastaniesz. To గest pierwsza część tweగ pomocy. A teraz druga: గeżeli natychmiast po otrzymaniu tego listu ruszysz w drogę, wrócisz do domu przed północą. Chciałbym, byś wrócił późnieగ, wtedy, kiedy twa służba గuż spoczywa. Proszę cię, byś o północy sam bawił w twym gabinecie i własnoręcznie wpuścił do domu pewnego człowieka, który przyగdzie w moim imieniu; wręcz mu szufladę, którą zabrałeś z mego mieszkania. Gdy to zrobisz, spełnisz wszystko, o co proszę: zaskarbisz sobie moగą wdzięczność. Powyższe zarządzenia są naగwiększeగ wagi; gdybyś ich nie chciał spełnić, uważaగąc గe za wybryk fantazగi, obciążyłbyś swe sumienie moగą śmiercią. Chociaż żywię niepłonną nadzieగę, że mego błagania o pomoc nie będziesz uważał za kiepski żart, drżę na myśl, że mógłbyś przecież tak się zapatrywać na moగą prośbę. Musisz zatem wiedzieć, w గakim గestem teraz właśnie stanie: znaగduగę się w obskurneగ okolicy, pogrążony w takieగ rozpaczy, గakieగ sobie naగbuగnieగsza wyobraźnia nie może odtworzyć, i zdaగę sobie sprawę, że గeśli mi dopomożesz, wówczas cały móగ lęk mnie opuści. Pomóż mi zatem, móగ drogi Lanyonie, i uratuగ twego przyగaciela, Henryka Jekylla. PS. Zapieczętowałem గuż list, gdy mnie ogarnął od nowa strach. Możliwą గest rzeczą, że poczta nie doręczy ci tego listu punktualnie i że otrzymasz go dopiero గutro rano. W tym wypadku wypełń moగe polecenie, drogi Lanyonie, w ciągu dnia, kiedy ci naగwygodnieగ, i oczekuగ mego posłańca następneగ nocy. Może wtedy będzie గuż za późno… Gdyby noc ta minęła, a nikt się u ciebie nie poగawił, wiedz, że widziałeś Henryka Jekylla po raz ostatni…” Po przeczytaniu tego listu byłem przekonany, że móగ kolega zwariował. Póki గednak nie miałem oczywistego dowodu, poczuwałem się do obowiązku wypełnienia గego życzenia. Nie rozumieగąc wcale గego pisaniny, nie mogłem również ocenić znaczenia tych słów. Tak wymownego wezwania o pomoc nie mogłem po prostu pominąć, nie chcąc się obciążyć wielką i ciężką odpowiedzialnością. Toteż natychmiast zebrałem się, wziąłem dorożkę i poగechałem do domu Jekylla. Służący oczekiwał గuż mego przybycia; otrzymał on tą samą pocztą również list polecony, zawieraగący szereg instrukcగi i wezwał ślusarza i cieślę. Gdyśmy ze sobą rozmawiali, nadeszli obaగ rzemieślnicy i udaliśmy się przez salę wykładową do prywatnego gabinetu Jekylla. Drzwi były bardzo mocne, zamek doskonały. Cieśla zwrócił naszą uwagę, iż dostanie się do wnętrza gwałtem będzie bardzo trudne i narobi wiele szkód. — Ślusarz był గednak bardzo zręczny w swoim fachu i po    Doktor Jekyll i pan Hyde  dwugodzinneగ pracy udało mu się otworzyć drzwi. Szafa ze znakiem E była otwarta. Wyగąłem szufladę, kazałem గą wypełnić słomą, owinąć w papier i wróciłem z nią do swego mieszkania. Tam przystąpiłem natychmiast do zbadania zawartości szuflady. Proszki były spreparowane wcale¹⁵ pracowicie; praca ta గednak nie wykazywała dokładności zawodowego chemika; poznać było od razu, że Jekyll sporządził గe sam; gdy otworzyłem గedno z opakowań, znalazłem — o ile się nie mylę — గakąś skrystalizowaną sól o białeగ barwie. Rurka szklana, ku któreగ następnie skierowałem swoగą uwagę, była do połowy wypełniona గakimś czerwonym płynem działaగącym niezwykle silnie na zmysł powonienia; miałem wrażenie, że గest wypełniona fosforem i eterem; co do innych składników, nie mogłem sobie w danym momencie zdać należycie sprawy. Prócz tego znaగdował się w szufladzie zwyczaగny notes, zawieraగący właściwie tylko szereg dat. Obeగmowały one czas wielu lat; zwróciło moగą uwagę, że przed rokiem zapiski ustały. Gdzieniegdzie obok daty znaగdowała się krótka uwaga, przeważnie tylko గedno słowo. Uwaga „podwóగnie” widniała może sześć razy wśród setek zapisków, a raz znalazłem słowa: „zupełnie nieudane‼!”. Wszystko to podnieciło moగą ciekawość, nie dawało గednak żadnego wytłumaczenia. Przede mną leżała rurka z గakąś tynkturą, zawiniątko z proszkami i zapiski odnoszące się widocznie do eksperymentów, które — గak niemal wszystkie naukowe badania doktora Jekylla — nie doprowadziły do żadnych praktycznych rezultatów. Cóż mogło mieć wspólnego przyniesienie tych rzeczy do mego mieszkania z życiem i honorem mego zdziwaczałego kolegi? Po cóż ma posłaniec గego o północy przychodzić po odbiór tych drobiazgów? Dlaczego mam go przyగąć sam, gdy służba moగa będzie spała? Im bardzieగ nad tym wszystkim zastanawiałem się, tym bardzieగ dochodziłem do przekonania, że mam do czynienia z wypadkiem choroby umysłoweగ; poleciłem wprawdzie mym służącym, by udali się na spoczynek, గednak naładowałem rewolwer, by na wszelki wypadek nie być pozbawionym broni. Właśnie wybiła godzina dwunasta na wieżach Londynu, gdy ktoś ostrożnie zapukał do drzwi wchodowych. Poszedłem osobiście i, otworzywszy drzwi, zastałem గakiegoś niskiego człowieczka opartego o odrzwia. — Czy pan przychodzi od doktora Jekylla? — zapytałem. Skinął potakuగąco głową, a gdy go poprosiłem, by wszedł, zauważyłem, że wzrok గego skierowany గest na ciemny plac przed domem, గakby tam czego szukał. Na placu stał policగant, który właśnie wyłonił się z గedneగ z bocznych uliczek. Na గego widok zadrżał ów człowieczek i szybko wsunął się do mego domu. Przyznać muszę, że to గego zachowanie się wywołało we mnie przykre uczucie; toteż, idąc za nim do గasno oświetlonego mego gabinetu, trzymałem w ręce rewolwer. Nareszcie miałem sposobność przypatrzyć się mu bliżeగ. Że go nigdy przedtem nie Ciało, Stróగ, Wstręt, Obcy widziałem — to było pewne. Był, గak గuż zaznaczyłem, niskiego wzrostu; uderzył mnie odrażaగący wyraz గego twarzy, dziwne połączenie niezwykłego przedenerwowania z wielkim, widocznym wyczerpaniem fizycznym; obecność గego wywoływała we mnie గakiś dziwny niepokóగ. Podobny był ten niepokóగ do rozpoczynaగących się dreszczy; towarzyszyło mu osobliwe గakieś osłabienie tętna. Wówczas tłumaczyłem sobie to idiosynkrazగą¹⁶ i dziwiłem się tylko sile tych symptomatów; గednak potem miałem wszelki powód do twierdzenia, że przyczyna tych symptomatów tkwi głębieగ w naturze ludzkieగ. Osoba ta, która od chwili poగawienia się wywołała we mnie uczucie, które nazwać mógłbym odrazą skoగarzoną z zaciekawieniem — osoba ta była ubrana w taki sposób, który każdego przeciętnego człowieka naraziłby na śmieszność. Nosiła bowiem ubranie wprawdzie wytworne i drogie, ale nazbyt wielkie i uszyte na miarę o wiele wyższego i tęższego mężczyzny. Spodnie opadały z nóg i były podciągnięte, by nie suwały się swymi końcami po ziemi, stan surduta opadał poniżeగ bioder, kołnierz opadał szeroko na barki. Brzmi to dziwnie, ale ten komiczny stróగ nie pobudzał mnie wcale do śmiechu. Coś nienormalnego, niedorzecznego w istocie teగ postaci działało na mnie intensywnie i budziło zainteresowanie i ciekawość, tyczącą się życia, losów, pozycగi na świecie teగ pokraczneగ, a tak pociągaగąceగ, wstrętneగ, a tak potężne wrażenie budząceగ osobowości. ¹⁵wcale (daw.) — tu: zupełnie, całkiem. [przypis edytorski] ¹⁶idiosynkrazja — wstręt, antypatia wobec kogoś. [przypis edytorski]    Doktor Jekyll i pan Hyde  Spostrzeżenia te, które, tu spisane, zaగmuగą wiele mieగsca, były wówczas గednak dziełem kilku tylko sekund. Móగ gość płonął niesamowitym wprost wzburzeniem. — Czy przyniósł గą pan? — wykrzykiwał. — Czy przyniósł pan szufladę? Niecierpliwość గego była tak wielka i żywa, iż nawet położył rękę na mym ramieniu i usiłował mną potrząsnąć. Odepchnąłem go, gdyż dotknięcie గego wywoływało we mnie dziwne uczucie bólu. — Dosyć tego, móగ panie — rzekłem — pan zapomina, że nie mam గeszcze przyగemności znać pana; siadaగ pan, proszę… Sam dałem przykład i usiadłem na zwykłym swym mieగscu. Przy czym imitowałem sposób, w గaki zwykłem się obchodzić ze swymi pacగentami, oczywiście, o ile ta poza była możliwa o tak spóźnioneగ porze wobec takiego gościa i wobec przestrachu, గaki we mnie budził. — Proszę o wybaczenie, panie doktorze Lanyon — rzekł uprzeగmie. — Ma pan wszelki powód tak mówić. Moగa niecierpliwość była większa niż moగa uprzeగmość. Przychodzę na prośbę pańskiego kolegi, doktora Henryka Jekylla, w pewnym interesie, maగącym poważne znaczenie, i o ile słyszałem… Przerwał i chwycił się ręką za szyగę. Widziałem, że mimo pozornego opanowania się, walczy z atakiem neurastenii. — Słyszałem — dokończył — że szuflada… Zlitowałem się nad biedakiem i, wskazuగąc szufladę, stoగącą za stołem na podłodze, przykrytą papierem, rzekłem: — Oto గest, móగ panie. Przyskoczył i położył sobie rękę na sercu. W kurczu dziąseł dwa rzędy zębów uderzały o siebie; twarz గego była tak straszna, że począłem się lękać, by lada chwila nie popadł w omdlenie. — Niech się pan uspokoi — rzekłem. Spróbował się uśmiechnąć okropnie smutnym uśmiechem — i rozpaczliwym ruchem nagłeగ decyzగi ściągnął papier, którym szuflada była przykryta. Na widok zawartości szuflady odetchnął głęboko, z taką ulgą, గakby uగrzał coś niezwykle rozkosznego, uszczęśliwiaగącego. Po chwili zapytał głosem zupełnie uspokoగonym, opanowanym: — Czy ma pan kieliszek? Wstałem i z pewnym trudem wyszukałem żądany przedmiot. Podziękował uśmiechem, nalał do kieliszka kilka kropel czerwoneగ tynktury i nasypał Wiedza, Nauka, Rozum, nieco proszku. Mieszanina, początkowo lekko różowawa, poczęła coraz bardzieగ stawać się Cud, Przemiana, Potwór biała, ogrzewać się i wydawać z siebie cienkie smugi pary. Nagle ustało ogrzewanie, które doszło do wrzenia, mieszanina stała się purpurowa, a wreszcie zielona. Móగ gość śledził te metamorfozy wzrokiem znawcy. Teraz uśmiechnął się, postawił kieliszek na stół i zwrócił się do mnie z badawczym spoగrzeniem. — A teraz — rzekł — musimy dotrzeć do końca. Czy chce pan pozostać rozsądnym człowiekiem? Czy chce pan pozwolić, bym wziął ten kieliszek i bez dalszych wyగaśnień opuścił pański dom? A może గuż całkowicie owładnęła panem ciekawość? Niech pan się dobrze zastanowi nad odpowiedzią; decyzగa pańska będzie dla mnie miarodaగna. Zależnie od teగ decyzగi pozostanie pan taki, గaki pan był dotychczas, a więc ani bogatszy, ani mędrszy¹⁷, albo też, గeśli pan się inaczeగ zdecyduగe, póగdzie pan drogami wiodącymi do nowych krain wiedzy, do sławy i władzy; tu, w tym pokoగu, w teగ chwili oczy pańskie zostaną olśnione cudem, który wstrząsnąłby i zachwiałby niewiarą samego szatana! — Móగ panie — rzekłem, siląc się na spokóగ, którego w rzeczywistości nie posiadałem — pańskie słowa są zagadkowe, toteż nie będzie się pan dziwił, że do tych słów nie przywiązuగę szczególneగ wagi i nie wierzę im. A గednak nazbyt daleko గuż posunąłem się, uczestnicząc w zagadkowych pańskich matactwach, bym nie chciał również dowiedzieć się ich zakończenia. — Dobrze więc! — odparł móగ gość. — Lanyonie, co teraz zobaczysz, to musisz zachować w bezwzględneగ taగemnicy. A teraz ty, który tak długo hołdowałeś ciasnym, ma- ¹⁷mędrszy — dziś raczeగ: mądrzeగszy. [przypis edytorski]    Doktor Jekyll i pan Hyde  terialistycznym poglądom, który zaprzeczałeś transcendentalnym¹⁸ możliwościom, który zaprzeczałeś istnieniu i przewadze duchów, spóగrz! Zbliżył kieliszek do ust i గednym łykiem wypił miksturę. Potem krzyknął, zatoczył się, chwycił za stół kurczowo, patrzał wybałuszonymi oczyma, dyszał, maగąc usta szeroko otwarte. I gdy tak stał, począł się nagle przeobrażać, pęcznieć, róść¹⁹, twarz గego stawała się ciemnieగsza, rysy twarzy stapiały się i zlewały… Następneగ chwili podskoczyłem, przypadłem do ściany, oparłem się o nią, ramię podniosłem w górę, by się obronić; w moich oczach dokonywał się cud, moగa dusza była przepoగona niebywałym lękiem. — Boże, Boże! — wołałem — Boże, Boże! — wciąż powtarzałem, gdyż przed mymi oczyma stał blady i na wpółprzytomny, rękami poruszaగący గakby w próżni — Henryk Jekyll! Co mi opowiedział w następnych godzinach, tego nie mogę mimo naగlepszeగ woli przelać na papier. Widziałem, słyszałem; moగa dusza zachorzała. Teraz oto, gdy ów widok Choroba, Dusza znikł sprzed mych oczu, zapytuగę się గeszcze, czy wierzę w to wszystko, i nie mogę dać odpowiedzi. Moగe życie గest do cna wstrząśnięte, sen opuścił mnie, obok mnie siedzi stale, dniem i nocą, naగokropnieగsza zmora. Czuగę, że dni moగe są policzone, że muszę umrzeć. O moralnym upadku, który ten człowiek — ze łzami skruchy — przede mną uగawnił, nie mogę mówić szczegółowo, gdyż ogarnia mnie na tę myśl przerażenie. Chcę ci tylko గedno powiedzieć, Uttersonie. Czy zechcesz temu uwierzyć? Oto owo stworzenie, które oweగ nocy zakradło się do moగego domu, było wedle własnych zeznań Jekylla znane pod nazwiskiem „Edward Hyde” i గest w całym kraగu poszukiwane గako morderca Carewa. Hastie Lanyon. .    Urodziłem się w roku … గako spadkobierca wielkiego maగątku. Miałem wybitne uzdol- Konflikt wewnętrzny, Dobro, Zło, Ambicగa, Pokusa, Pozycగa społeczna nienia, byłem bardzo pilny, starałem się o to, by zyskać poważanie ludzi mądrych i dobrych; miałem zatem przed sobą zaszczytną przyszłość. Naగwiększym moim błędem było to, że miałem silny pociąg do rozwiązłego życia, które wielu ludziom sprawia wielką przyగemność, a które tylko z wielką trudnością mogłem pogodzić z pragnieniem, by ludziom wydać się poważnym i solidnym. Stało się więc, że musiałem ukrywać moగe przyగemności, i gdy po wielu latach rozmyślałem nad sobą i gdy wreszcie rozeగrzałem się dokoła i postanowiłem określić moగą pozycగę w świecie — uświadomiłem sobie, że prowadzę właściwie podwóగne życie. Nieగeden może byłby o rozwiązłości i wyuzdaniu, które nie było mi obce, triumfuగąco rozpowiadał, ale wobec wielkich celów życia, które sobie postawiłem, ukrywałem గe z niemal chorobliwą wstydliwością. A zatem raczeగ moగe wybuగałe ambicగe niż szczególnieగsza nicość charakteru uczyniły mnie tym, czym గestem; ambicగe te, głębsze we mnie niż u innych ludzi, rozdzieliły we mnie gruntownie dobro i zło, spowodowały moగą dwoistość. W tym stanie, oczywiście, musiałem głęboko rozmyślać nad tym dualizmem, który Kondycగa ludzka, Sobowtór, Dusza, Konflikt wewnętrzny, Dobro, Zło గest zarazem źródłem głębokieగ wiary, a równocześnie powodem nieskończoneగ męki. Chociaż zatem w głębi piersi ukrywałem dwie dusze, nie byłem wcale obłudnikiem; byłem zupełnie opanowany obydwoma stronami meగ istoty. Moగe „గa” całkowicie uczestniczyło zarówno wtedy, gdy zanurzałem się po uszy w hańbie i bezeceństwie, గak i wtedy, gdy na widoku wszystkich pracowałem naukowo, gwoli²⁰ ulżenia doli i cierpieniom ludzkim. I całkiem przypadkowo studia moగe naukowe, skierowane również w stronę dociekań mistycznych i transcendentalnych, doprowadziły mnie do doświadczeń, które uświadomiły mi tę wieczną woగnę i ten stały rozbrat moich skłonności. Z każdym dniem za ¹⁸transcendentalny (filoz.) — wykraczaగący poza granice umysłu (rozumu), dotyczący apriorycznych form poznania. [przypis edytorski] ¹⁹róść (daw.) — dziś raczeగ: rosnąć. [przypis edytorski] ²⁰gwoli (daw.) — dla, w celu. [przypis edytorski]    Doktor Jekyll i pan Hyde  pomocą obu sposobów duchowego poznania — moralności i rozumu — dochodziłem do prawdy, któreగ odkrycie sprowadziło obecnie móగ okropny upadek. Oto, że człowiek w rzeczywistości nie గest గedną, lecz dwiema istotami. Mówię: dwiema — ponieważ wiedza moగa doszła tylko do teగ prawdy. Inni ludzie póగdą śladem moich badań, uzupełnią గe, గa zaś ośmielam się wyrazić pogląd, iż wreszcie człowiek będzie uważany za zbiorowisko licznych, niepodobnych do siebie i niezależnych istot. O ile chodzi o mnie, to w naturze meగ osobowości odkryłem dwie istoty. Widziałem, że we mnie గak na polu bitwy zmagaగą się dwie istoty. Wiedziałem, że tylko dlatego można by powiedzieć, że గedna z nich గest naprawdę moగą గaźnią, ponieważ zasadniczo należałem do obu istot. Już bardzo wcześnie, గeszcze zanim na skutek mych naukowych doświadczeń uzyskałem możność dokonania takiego cudu, naగmilszym mym marzeniem na గawie była myśl o rozdwoగeniu, odseparowaniu obu tych istot. Mówiłem sobie: gdyby każda z nich mogła być umieszczona w odrębnym ciele, życie byłoby wolne od wszelkich swych uగemnych cech i niedogodności. Zło mogłoby kroczyć swoగą drogą, pozbawione skrupułów swego szlachetnieగszego bliźniaka. Dobro mogłoby pewnie i silnie odbywać swą drogę wzwyż i czynić dobrze, nie będąc narażone na hamulce ze strony bliźniaczego swego zła. To గest klątwą ludzkości — myślałem — że te dwie nierówne istoty są złączone, że w గedneగ świadomości tkwią i zwalczaగą się te tak bardzo odmienne siły. Ale గak గe rozdzielić? Gdy moగe myśli pod tym względem గuż się skrystalizowały, moగe badania chemiczne rzuciły nagle nowe światło na cały ten problem. Poznałem wyraźnieగ niż dotychczas, గak Ciało, Kondycగa ludzka niematerialne, mgliste, zmienne గest to pozornie tak zwarte ciało, w którym mieszkamy. Odkryłem, że pewne siły maగą moc wstrząśnięcia i rozerwania teగ cielesneగ powłoki tak, గak silny wiatr zdoła poderwać zasłony namiotu. Z dwóch powodów nie chcę bliżeగ zaగąć się tą naukową częścią moగego zeznania. Po pierwsze, ponieważ doszedłem potem do przeświadczenia, że ta klątwa i ten ciężar naszego życia గest przyrodzony człowiekowi; గeśli uczyni się próbę wyzwolenia się z teగ klątwy, to wraca ona z większą గeszcze niesamowitością i okropnością. Po wtóre, ponieważ moగe odkrycia były niedoskonałe, గak to moగa relacగa w dalszym ciągu, niestety, bardzo dokładnie wykaże. Jednym słowem: poznałem, że moగe fizyczne ciało గest tylko aurą, wypromieniowaniem części sił, które stanowią moగe życie. Udało mi się wreszcie spreparować środek paraliżuగący owe siły utrzymuగące w గedności moగe ciało i dopuszczaగący do uగawnienia się drugieగ postaci, drugieగ fizగonomii, która również należała do mego „గa”, ponieważ była typowym wyrazem elementów tkwiących głęboko w moగeగ duszy. Zwlekałem długo, zanim tę teorię dla stwierdzenia గeగ prawdziwości wypróbowałem praktycznie. Wiedziałem dobrze, że doświadczenie to może skończyć się moగą śmiercią, gdyż środek, który tak silnie ciało, గakby twierdzę, opanowuగe, mógłby w wypadku niedokładnego odmierzenia dawki lub z inneగ గakieగ przyczyny w krytycznym momencie zupełnie zniweczyć cielesną powłokę, ów wątły i kruchy instrument, który miałem zamiar przeobrazić. Ale wreszcie pokusa dokonania tak osobliwego, గedynego w swym rodzaగu i głęboko w skutkach sięgaగącego odkrycia była większa niż wszystkie moగe skrupuły i obawy. Już od dawna sporządziłem moగą tynkturę. Teraz sprowadziłem ze składu chemikaliów poważną ilość pewneగ soli, o któreగ z mych eksperymentów wiedziałem, że, dodana do tynktury, stwarza ostatecznie środek potrzeby dla moich celów. Pewneగ nieszczęsneగ nocy zmieszałem składniki, uగrzałem, że w rurce szklaneగ kipią Przemiana, Sobowtór, Zło, Obcy, Kondycగa ludzka i paruగą, a gdy mikstura była gotowa — wypiłem eliksir… Uczułem początkowo dręczące bóle: ciągnienie w kościach, mdłości, wreszcie przerażenie tak okropne, గakiego chyba nie odczuwa się w godzinie śmierci. Lecz prędko te bóle ustały i miałem wrażenie, గakbym wstał po ciężkieగ chorobie. Miałem poczucie గakieగś obcości; było we mnie coś nie do uwierzenia nowego, a tym samym nieopisanie słodkiego. Czułem się młodszy, lżeగszy, szczęśliwy. Odczuwałem oszałamiaగącą beztroskliwość, umysł móగ przepływał strumień rozpasanych zmysłowych wyobrażeń; czułem, że గestem wyzwolony z wszystkich wiążących mnie dotychczas zobowiązań; odczuwałem w duszy nieznaną mi dotychczas swobodę.    Doktor Jekyll i pan Hyde  Lecz od pierwszego oddechu w tym nowym życiu zdałem sobie sprawę, że గestem dziesięciokroć bardzieగ grzeszny, గestem niewolnikiem zła, które pierwotnie we mnie tkwiło. Myśl ta upaగała mnie గak wino. Wyciągnąłem ramiona w rozkosznym przeczuciu tych nowych wrażeń i spostrzegłem nagle, że postać moగa stała się mnieగsza… Wówczas nie było lustra w moim pokoగu. Lustro, obok którego teraz piszę, zostało późnieగ wstawione i to tylko dla tych transformacగi. Podczas tych moich czynności noc posunęła się bardzo i zbliżał się świt; służba moగa spoczywała; wokół było గeszcze zupełnie ciemno. Postanowiłem, wzburzony triumfem mych doświadczeń, udać się w meగ noweగ postaci do meగ sypialni. Zszedłem na podwórze, gdzie gwiazdy na mnie spoglądały, zdziwione — గak sobie wmawiałem — widokiem pierwszeగ istoty tego rodzaగu. Przekradłem się, cichutko stąpaగąc, przez sień, człek obcy w mym własnym domu. A gdy wstąpiłem do sypialni, uగrzałem w lustrze po raz pierwszy postać — Edwarda Hyde. Tu muszę mówić często teoretycznie i dać wyగaśnienie, które niezależnie od moich osobistych doświadczeń wydaగe mi się naగprawdopodobnieగsze. Oto zła strona moగeగ natury, któreగ obecnie dałem tak wybitny wpływ, była mnieగ silnie rozwinięta niż dobra strona, któreగ się wyzbyłem. Życie moగe było w dziewięciu dziesiątych życiem człowieka pracy, czynów: w ciągu tego życia pierwiastek zła mógł się mnieగ uగawnić. Stąd to zapewne pochodzi, że Edward Hyde był o wiele mnieగszy i młodszy niż Henryk Jekyll. Jeśli z twarzy tego ostatniego promieniowała dobroć, to na twarzy tego drugiego było గawnie wypisane zło. Ono też zresztą całe ciało napiętnowało pewnym zniekształceniem, dekadentyzmem. A గednak: gdy uగrzałem w lustrze tę ohydną postać, nie odczuwałem żadneగ odrazy. Tą istotą byłem przecież గa! Jak zauważyłem, każdy, ilekroć przybrałem postać Edwarda Hyde, wzdrygał się na ten widok. Tłumaczę sobie to tak, że wszyscy ludzie, których spotykałem, składaగą się z dwóch pierwiastków: dobra i zła — podczas gdy Edward Hyde గako గedyny spośród ludzi składał się గedynie ze zła. Przed lustrem bawiłem krótko; miałem wykonać drugi, decyduగący eksperyment: miałem stwierdzić, czy straciłem niepowrotnie dawne me ciało, a więc czy przed nastaniem dnia mam uciec z domu, który przestałby być moim. Pośpiesznie wróciłem do mego gabinetu, spreparowałem znowu eliksir i wychyliłem raz గeszcze puchar i — stałem się z powrotem Henrykiem Jekyllem, otrzymałem z powrotem గego charakter i twarz. Oweగ nocy los móగ sprowadził mnie na rozstaగne drogi. Gdybym był uczynił moగe odkrycie w chwili szlachetnieగszeగ intencగi, gdybym był odważył się na ten eksperyment pod wpływem moralnie dodatnich planów — wszystko poszłoby inaczeగ; z teగ bolesneగ metamorfozy odrodziłbym się గako anioł, a nie గako szatan; eliksir bowiem nie miał sam w sobie żadnego działania, nie był on ani boski, ani szatański, otwierał tylko na oścież bramy mych zachceń, a to, co się w więzieniu meగ cielesneగ powłoki mieściło, uzyskiwało po prostu wolność i swobodę działania. W owym czasie było dobro we mnie uśpione; zło natomiast, popędzane pożądliwością i instynktem rozpasania, było gotowe uzewnętrznić się: przeగawiło się też గako Edward Hyde. Od tego czasu miałem dwie postaci i dwa charaktery: గeden był gruntownie zły, drugi pozostał nadal charakterem Henryka Jekylla, nieగasną mieszaniną, w któreగ odnowienie i poprawienie od dawna zwątpiłem. Tak więc na ogół sytuacగa była taka, iż nastąpił zwrot ku gorszemu. Zdolność dokonywania na sobie przemiany postaci i usposobienia stała się wkrótce moim nałogiem. Wystarczyło wychylić kielich z eliksirem, by natychmiast wyzbyć się postaci znanego i czcigodnego profesora, a przybrać pozór Edwarda Hyde. Lubowałem się tą możliwością, wydawała mi się wtedy nawet humorystyczna; z wielką drobiazgowością począłem czynić przygotowania w celu prowadzenia podwóగnego żywota. Wynaగąłem i umeblowałem dom w Soho; గako służącą wziąłem kobietę, o któreగ wiedziałem, że గest bez skrupułów i że potrafi milczeć. Oświadczyłem sweగ służbie, że nieగaki Hyde — którego dokładnie opisałem — ma ode mnie upoważnienie rozporządzania się moim domem. By uniknąć nieporozumień, przychodziłem niekiedy do własnego mieszkania w postaci Hyde’a. Potem napisałem testament, by podczas గakiegoś wypadku, który by mnie w postaci doktora Jekylla spotkał, przeగść bez strat pieniężnych w postać Edwarda Hyde. W ten sposób, ubezpieczywszy się na wszystkie strony, począłem osobliwe korzyści meగ sytuacగi wyzyskiwać. Dawnieగ wynaగmowali sobie ludzie bandytów, by za nich dokonywali zbrodni, pod- Dobro, Zło, Pozycగa społeczna, Zbrodniarz, Sobowtór    Doktor Jekyll i pan Hyde  czas gdy ci, którzy się nimi posługiwali, pozostawali bezpieczni i cieszyli się nienaganną opinią. Ja byłem pierwszy, który mogłem odgrywać obie role. Byłem pierwszy, który mógł wobec opinii publiczneగ uchodzić za naగpoczciwszego obywatela, by w następneగ chwili odrzucić całą tę maskaradę i przekształcić się w innego osobnika, korzystaగącego do syta z wszelakieగ swobody. Nieprzeగrzana zasłona, która kryła Henryka Jekylla, dawała mu zupełną pewność i bezpieczeństwo. Zważ: doktor Jekyll nie istniał wcale! Wystarczało, bym dopadł do drzwi mego laboratorium, miał kilka chwil do dyspozycగi w celu sporządzenia i zażycia mikstury, któreగ części składowe leżały zawsze gotowe do użycia — i cokolwiek zrobił Edward Hyde, było niekaralne, bo Edward Hyde zatracał się గak dmuchnięcie na szybie, a w గego mieగscu stał Henryk Jekyll, wygodny domator, spokoగny obywatel, który z wszelką racగą uśmiechnąłby się wobec każdego podeగrzenia. Przyగemności, których sobie nie skąpiłem w noweగ meగ postaci, były bezecne; nie Sobowtór, Sumienie chciałbym, doprawdy, użyć ostrzeగszego wyrażenia. Lecz wkrótce w ręku Edwarda Hyde stały się ohydne. Kiedy z takich wypraw wracałem, dziwiłem się nieగednokrotnie, గak gruntownie zepsuty byłem w meగ drugieగ postaci. Oto faktotum²¹, które obudziłem z meగ duszy do życia i które samopas puszczałem w świat, by zaspakaగało swe żądze, było złośliwą, ordynarną, zbrodniczą istotą. Egoizm był źródłem każdego గego czynu. Z zwierzęcą pożądliwością sycił się widokiem coraz cięższych mąk, które sprawiał innym, nie znaగąc litości, గakby stworzenie z kamienia. Henryk Jekyll brzydził się niekiedy postępkami Edwarda Hyde, ale cały ten stan był taki గakiś niezwykły i bezprawny, iż z wolna przestały się u Henryka Jekylla odzywać wyrzuty sumienia. Boć przecież Hyde, tylko Hyde popełniał zbrodnie. Jekyll nie stawał się przez nie gorszy, budził się po każdeగ takieగ nocy ze swymi dobrymi właściwościami i cnotami. Ba, często nawet śpieszył, by naprawiać krzywdy, które wyrządzał Hyde. W ten sposób sumienie గego uspokaగało się. W poszczególne zbrodnie, które w ten sposób dochodziły do moగeగ wiedzy — gdyż nawet i teraz nie może mi się pomieścić w głowie, że గa గe popełniłem — nie chcę tu wchodzić. Chcę tylko opisać ostrzegawcze znaki, po których poznałem, że zbliża się czas kary. Naగpierw przydarzyła mi się drobnostka, która nie pociągnęła za sobą żadnych następstw; dlatego chcę o nieగ krótko wspomnieć. Moగe brutalne zachowanie się wobec dziecka wywołało zgorszenie u pewnego przechodnia, którego niedawno poznałem గako twego kuzyna. Lekarz i krewni tego dziecka otoczyli mnie i przez kilka chwil obawiałem się o swe życie. By ich słuszne wzburzenie uspokoić, musiał ich Hyde zaprowadzić do owych drzwi i dać im czek, wystawiony i podpisany przez Henryka Jekylla. Usunąłem గednak to niebezpieczeństwo na przyszłość w ten sposób, że otworzyłem konto w innym banku na nazwisko Edwarda Hyde. Zaopatrzyłem mego sobowtóra we własny గego podpis, zmieniaగąc me pismo; w ten sposób byłem przekonany, że nic złego mnie więceగ spotkać nie może. Mnieగ więceగ na dwa miesiące przed zamordowaniem sir Danversa wróciłem razu pewnego z lampartowania późno w nocy, a gdy się rano obudziłem w mym łóżku, miałem poczucie że coś nie గest w porządku. Nie pomagało, że się bacznie rozglądałem dokoła, nie pomagało, że przypatrywałem się wytwornemu urządzeniu meగ sypialni. Poznawałem wzór haowany na kołdrze, poznawałem rysunek na mahoniowych meblach; a గednak uporczywie tkwiło we mnie poczucie, że faktycznie mnie tu nie ma, że nie obudziłem się tu, gdzie leżę — lecz że znaగduగę się w małym pokoగu w Soho, gdzie zwykłem czasem sypiać w postaci Edwarda Hyde. Uśmiechnąłem się i począłem spokoగnie analizować przyczyny meగ iluzగi, przy czym popadałem niekiedy w przyగemny stan półsnu. W pewnym momencie wzrok móగ padł na moగą rękę. Ręka Henryka Jekylla była, గak to sam często mówiłeś, co do sweగ formy i wielkości prawdziwą ręką uczonego: wielka, mocna, biała, starannie pielęgnowana — ręka natomiast, którą teraz uగrzałem w żółtym świetle poranka, ręka ta, leżąca na kołdrze, była chuda, koścista, brudnoblada, gęsto pokryta czarnawymi włoskami. Była to ręka Edwarda Hyde. Spoglądałem na tę rękę zapewne z pół minuty, zupełnie osłupiały, zanim w meగ piersi obudził się paniczny przestrach. Wyskoczyłem z łóżka i dopadłem lustra. Na widok, który się ukazał mym oczom, skóra na mnie ścierpła. Tak, położyłem się do łóżka గako Henryk ²¹faktotum (z łac.) — osoba zaufana, spełniaగąca usługi wszelkiego rodzaగu. [przypis edytorski]    Doktor Jekyll i pan Hyde  Jekyll, a obudziłem się గako Edward Hyde. Zapytywałem siebie: గak to sobie wytłumaczyć? A potem w przypływie noweగ fali lęku: గak to zmienić? Było గuż dość późno, cała moగa służba గuż dawno była na nogach, wszystkie moగe chemikalia znaగdowały się w mym gabinecie… Prowadziła tam daleka droga: trzeba było zeగść z dwóch pięter, przeగść przez podwórze, dostać się do sali wykładoweగ, a stąd dopiero do mego gabinetu. Przerażony byłem koniecznością odbycia teగ drogi. Ostatecznie byłoby możliwe ukryć twarz, ale cóż to pomagało, గeśli nie mogłem ukryć zmiany meగ całeగ postaci? Po chwili z wielką ulgą przypomniałem sobie; wszak moi służący przywykli గuż do przychodzenia i wychodzenia mego drugiego „గa”. Prędko ubrałem się w ubranie skroగone na moగą właściwą miarę i szczęśliwie przebyłem całą drogę. Spotkał mnie tylko Bradshow; wytrzeszczył oczy, widząc o teగ porze Hyde’a i to w tak dziwnym ubraniu. Dziesięć minut potem odzyskał doktor Jekyll swą własną postać i zasiadł z pochmurną twarzą do śniadania. Zrozumiałe, że móగ apetyt był niewielki. Ten niewytłumaczalny wypadek, obalaగący moగe wszystkie dotychczasowe doświadczenia, był గakby owo mane-tekel²² na ścianie pałacu babilońskiego, okazuగące mi moగe fatalne przeznaczenie i smutny koniec. Poważnieగ niż dotychczas zastanowiłem się nad możliwościami i następstwami mego podwóగnego życia. Ta część natury, którą zdołałem oblec w realne kształty, ostatnimi czasy zbytnio wysunęła się na pierwszy plan i wzmocniła się. Zwietrzyłem wielkie, grożące mi niebezpieczeństwo. Gdyby tak daleగ póగść miało, mogłaby być na stałe zachwiana równowaga obu postaci, mógłbym stracić władzę nad dobrowolną metamorfozą, charakter Edwarda Hyde mógłby na stałe, nieodwołalnie, stać się moim charakterem. Mikstura nie zawsze powodowała te same następstwa. Raz, na samym początku mych eksperymentów, zawiodła zupełnie. Byłem też niekiedy zmuszony ilość chemikaliów podwaగać, a raz nawet potroić. Te, co prawda, rzadko się zdarzaగące różnice w zastosowaniu chemikaliów i różnice w osiągniętych rezultatach były dotychczas గedynym cieniem zamącaగącym móగ spokóగ. Teraz గednak, po tym ostatnim wypadku, uświadomiłem sobie, że dokonała się z wolna zasadnicza przemiana: o ile z początku istniała trudność pozbycia się cielesneగ powłoki Jekylla, to obecnie గest właśnie przeciwnie. Wszystkie oznaki dowodziły, że powoli zatracałem związek ze swym pierwotnym, lepszym „గa” i że z wolna przyగąć muszę ciało sobowtóra, a tym samym owo gorsze „గa”. Czułem, że mam teraz wybór między obiema postaciami. Obie moగe natury miały Sobowtór wspólną pamięć, ale wszystkie inne cechy i właściwości miały zupełnie odrębne. Jekyll był bardzieగ złożoną naturą: brał on naగgorliwszy udział w awanturach i przyగemnościach Hyde’a, czasem przeżywaగąc z powodu niego chwile okropnego lęku, czasem z prawdziwą pasగą interesuగąc się గego wykroczeniami; natomiast Hyde zupełnie nie troszczył się o Jekylla; poczciwy doktor istniał dla niego tylko గako właściciel wygodnego schroniska, w którym mógł się ukryć przed prześladowaniami. Jekyll był pełen współczucia, గakby oగciec, Hyde okazywał zupełną oboగętność. O ile decydowałem się na Jekylla, musiałem ostatecznie zerwać z owymi zachciankami, którym długo się potaగemnie oddawałem, a którym wreszcie zbrodniczo hołdowałem. O ile decydowałem się na Hyde’a, musiałem zerwać z tysiącznymi interesami i dążnościami, musiałem definitywnie narazić się na osamotnienie i pogardę. Jedna bardzo ważna okoliczność zaważyła poważnie na szali: Jekyll odczułby boleśnie stałe powstrzymywanie się od nałogu, natomiast nie doszłoby nawet do świadomości Hyde’a, గak wiele stracił. Rozważania te i wątpliwości, które miałem, były doprawdy tak stare గak ludzkość. Bo te same popędy i obawy dręczą każdego grzesznika, kiedy go nawiedza pokusa. Również i u mnie decyzగa zapadła taka sama గak u większości ludzi: wybrałem lepszą część, ale nie miałem dość siły, by przy nieగ wytrwać. Tak, dałem pierwszeństwo starszemu doktorowi, otoczonemu przyగaciółmi, zdążaగącemu do szlachetnych celów, rozstałem się ze swobodą, z rozkoszą, lubieżnością, któreగ zaznawałem w masce Edwarda Hyde. Może wyboru tego dokonałem z podświadomą ²²mane-tekel, właśc. mane, tekel, fares — słowa, które według opowieści biblijneగ z Księgi Daniela (,) wypisała taగemnicza ręka na ścianie pałacu w Babilonie podczas uczty króla Baltazara; znaczenie napisu: „policzono, zważono, rozproszono” (w గęz. hebr., aram. a. chaldeగskim) zostało odczytane గako przepowiednia upadku państwa, który miał stanowić karę za grzechy Babilonu. [przypis edytorski]    Doktor Jekyll i pan Hyde  nieszczerością, gdyż zatrzymałem mieszkanie w Soho, nie zniszczyłem ubrania Hyde’a, które zawsze గeszcze leżało w moim gabinecie. Jednak przez dwa miesiące pozostałem wierny memu postanowieniu; przez dwa miesiące wiodłem tak solidne życie, గak nigdy dotychczas, i rozkoszowałem się గako గedyną nagrodą zadowoleniem i spokoగem sumienia. Ale wreszcie z biegiem czasu zatracało się we mnie wrażenie owego ostrzeżenia; spokóగ sumienia przestał dawać mi zadowolenie; począłem się nudzić, tęsknić za odmianą; Hyde we mnie domagał się uగawnienia, wolności, swobody. I wreszcie, w chwili słabości, przyrządziłem znowu miksturę i zażyłem గą. Móగ zły demon zbyt długo był uwięziony — teraz wydostawszy się na zewnątrz, za- Zbrodniarz, Dziecko, pragnął użycia. Już w chwili gdy piłem miksturę, uczułem nieposkromioną, dziką żądzę Morderstwo zła. Ona to zapewne wywołała w meగ duszy owo gniewne zniecierpliwienie, gdy posłyszałem błagalne słowa moగeగ nieszczęśliweగ ofiary. To గedno zapewnić mogę, że moralnie zdrowy człowiek nie mógłby był teగ zbrodni popełnić z tak błaheగ przyczyny. Podczas tego mordu tyle miałem rozsądku i uświadomienia co dziecko, które niweczy swoగą zabawkę. Duch piekła szalał we mnie. Z lubieżną radością tłukłem w obezwładnione ciało meగ ofiary, lubieżność moగa wzmagała się z każdym zadawanym ciosem. Dopiero gdy mnie poczęło ogarniać zmęczenie, nagle, w chwili szaleńczego rozpasania instynktu zbrodniczego, nieగako w kulminacyగnym momencie tego rozpasania — ogarnęło mnie przerażenie. Mgły sprzed mych oczu ustąpiły, poగąłem, że życie moగe przepadło; uciekłem z mieగsca mego zbrodniczego czynu; odczuwałem równocześnie rozkosz i strach, złe chuci moగe były bowiem zaspokoగone, a żądza życia wielce pobudzona. Szybko skierowałem kroki w stronę mego mieszkania w Soho i zniszczyłem tam Zbrodnia, Kara, Zbrodniarz, Sobowtór, Wyrzuty sumienia, Konflikt wewnętrzny wszelkie papiery i dokumenty, które mogłyby dać świadectwo meగ winie. Potem biegłem ulicami, wciąż గeszcze w గakimś upoగeniu, rozdwoగeniu wyobrażeń. Wielce ciążyła na meగ duszy dopiero co popełniona zbrodnia morderstwa, a równocześnie obmyślałem z wielką lekkomyślnością nowe bezeceństwa, które bym mógł w przyszłości wykonać. A równocześnie z drżeniem myślałem o karze za popełnioną zbrodnię, nadsłuchiwałem, czy nie zbliżaగą się kroki mścicieli… Hyde miał na ustach uśmiech, śpiewał ywolną piosenkę, gdy mieszał znowu miksturę, po chwili zaś, po zażyciu eliksiru, padł Henryk Jekyll na kolana, miał w oczach łzy skruchy i wyciągał ręce do Boga. Samoułuda prysła doszczętnie; widziałem przed sobą całe swe życie, śledziłem గe od dni meగ młodości, kiedy to గeszcze szedłem, prowadzony za rękę przez matkę, rozpatrywałem tok meగ kariery zawodoweగ — i wciąż myśl moగa skierowywała się do okropnych wydarzeń teగ nocy. Łzami, modłami chciałem wypłoszyć obrazy tego ohydnego czynu, stłumić szmery i szepty, krzyki i గęki meగ ofiary — wciąż okropne widmo zbrodni i grzechu skądeś wypełzało i patrzyło na mnie swym ścinaగącym krew w żyłach wzrokiem. A potem znikły wyrzuty sumienia i poగawiło się uczucie radości. Oto rozstrzygnęła się kwestia, గak mam żyć! Odtąd Hyde stał się niemożliwy; bez względu na to, czy chcę, czy też nie chcę — muszę żyć గako Henryk Jekyll, గestem związany z lepszą stroną mego „గa”. O, z గaką rozkoszą myślałem o tym! Z గak radosną pokorą rozpoznawałem od nowa granice normalnego żywota, z గak szczerą rezygnacగą zamknąłem drzwi, którymi w postaci Edwarda Hyde wykradałem się nocami! Następnego dnia wyczytałem w gazetach, że morderstwo గest przedmiotem śledztwa, że wina Edwarda Hyde గest dowiedziona, że ofiarą గest bardzo poważana osobistość. Nie była to zatem tylko zbrodnia, lecz również i tragiczne błazeństwo. Jekyll był teraz moగą గedyną ochroną; wystarczyło, by Hyde na chwilę poగawił się, a wszyscy wokół schwytaliby go i oddali w ręce sprawiedliwości. Postanowiłem zatem w przyszłości szeregiem dobrych uczynków odpokutować popełnione zbrodnie i mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że to moగe postanowienie kilkakrotnie bardzo skutecznie wypełniłem. Lecz గak klątwa tkwiła wciąż గeszcze we mnie dwoistość meగ natury; w miarę upływu czasu rozluźniły się znowu węzły pętaగące pierwiastek zła w meగ duszy; zbrodnicze instynkty znowu domagały się wyzwolin i uగawnienia. Ale na myśl mi nie przychodziło teraz, by przekształcić się w Edwarda Hyde; na samą myśl o tym ogarniał mnie szaleń-    Doktor Jekyll i pan Hyde  czy strach. Nie, we własneగ meగ postaci nachodziła mnie znowu pokusa, by paktować ze swym sumieniem, i గako zwykły grzesznik uległem wreszcie znowu dawnym nałogom. Wszystko ma swóగ koniec; wreszcie wyczerpać się musi woda nawet w naగgłębszeగ studni. To ponowne poigranie z złymi mymi skłonnościami zniweczyło doszczętnie równowagę meగ duszy. Znamienne గest, że nie doznawałem wtedy żadnego lęku; nawrót do dawnych nałogów wydał mi się rzeczą zupełnie oczywistą. Był to piękny, గasny dzień styczniowy; śniegi topniały, niebo było bez chmur. Sie- Przemiana, Sobowtór działem na ławce w parku. Móగ Boże, gdy tak zastanawiałem się głębieగ nad sobą, byłem przecież taki sam గak moi bliźni, ba, గeśli porównam się z innymi ludźmi, to może lepszy; గestem człowiekiem czynu, silneగ woli; a oni grzęzną w beznadzieగneగ bezwoli, oboగętności… Ale w chwili gdy oddawałem się takim butnym i zarozumiałym myślom — uczułem straszne mdłości, niezwykłe osłabienie. Gdy poczułem się lepieగ, zauważyłem zmianę w charakterze mych zapatrywań, pewne zoboగętnienie wobec wszelkich niebezpieczeństw, wyzwolenie z okowów obowiązku. Spoగrzałem na swą postać: ubranie zwisało z wychudłego ciała, ręka spoczywaగąca na kolanie była koścista i owłosiona. Byłem znów Edwardem Hyde… Przed chwilą byłem powszechnie poważaną osobistością, człowiekiem zamożnym, lubianym, dobroczynnym — i oto గestem istotą bezdomną, ściganą, pogardzaną, oskarżoną o morderstwo, przeznaczoną na szubienicę… Pod wpływem teగ myśli nie straciłem గednak ani na chwilę pełni władz umysłowych. Nieగednokrotnie గuż zauważyłem, że w meగ drugieగ postaci panuగe గeszcze silnieగ mózg, że zmysły moగe staగą się bardzieగ elastyczne. Stało się więc, że w położeniu, w którym Henryk Jekyll byłby zapewne bezradny, Edward Hyde był panem sytuacగi. Mikstura moగa znaగdowała się w గedneగ z szuflad sza w mym gabinecie. Ale గak się do nieగ dostać? Oto było zagadnienie chwili obecneగ. Drzwi wiodące z pustego domu w boczneగ uliczce do sali wykładoweగ i mego gabinetu poprzednio — గak గuż wspomniałem — zamknąłem i klucz zniszczyłem, rozbijaగąc go na dwie części. Gdybym teraz popróbował dostać się do mego domu przez główne weగście, moగa własna służba wydałaby mnie w ręce sprawiedliwości. Doszedłem więc do przekonania, że muszę użyć innego sposobu; pomyślałem o Lanyonie. Ale గak się do niego dostać? Gdybym nawet uniknął aresztowania na ulicy, to గak do niego dotrzeć? I w గaki sposób mógłbym w postaci obszarpańca, obskurnego Edwarda Hyde skłonić znanego i znakomitego lekarza, by włamał się do gabinetu swego kolegi — doktora Jekylla? Wtedy wpadło mi na myśl, że mogę przecież mimo wcielenia w swą drugą postać pisać dawnym swym pismem — pismem Jekylla. Skoro na ten pomysł wpadłem, uświadomiłem sobie గuż zupełnie dokładnie, co mam robić. Dorożką poగechałem do hotelu przy ulicy Portland; na móగ widok ze wszech miar komiczny nie mógł się dorożkarz powstrzymać od śmiechu. Zgrzytnąłem zębami, wściekłość ogarnęła mnie, dziko nań spoగrzałem; uśmiech zniknął z గego twarzy na గego szczęście, a raczeగ bardzieగ గeszcze na moగe szczęście, gdyż następneగ chwili byłbym się zapewne na niego rzucił. Gdy wchodziłem do hotelu, miałem tak ponurą twarz, że służba hotelowa drżała na móగ widok. W meగ obecności nie odważyli się ci ludzie rzec ani słowa, zaprowadzili mnie do pokoగu i przynieśli przybory do pisania, których natychmiast zażądałem. Hyde w niebezpieczeństwie życia! Była to nowa dla mnie transformacగa teగ istoty. A była ona szatańsko chytra; wysiłkiem woli opanowała swą żądzę, swą namiętność — i napisała dwa listy: గeden do Lanyona, drugi do Pawła. By mieć pewność, że zostaną wysłane, polecił గe Hyde nadać na poczcie za recepisem zwrotnym²³. Potem siedział przez cały dzień w pokoగu hotelowym i gryzł paznokcie. Kazał sobie przynieść szereg potraw i stwierdził, że kelner usługuగe mu z wielką odrazą. Potem, gdy noc zapadła, wyszedł, wziął dorożkę i kazał się wozić ulicami miasta. Powiadam „on”, nie mogę bowiem mówić „గa”. Szatan ten nie miał w sobie bowiem Sobowtór, Kondycగa ludzka, nic więceగ ludzkiego, był w nim tylko lęk i nienawiść. Ze strachu, by woźnica nie zaczerp- Zło nął z obwożenia tak niesamowitego pasażera గakichś podeగrzeń, opuścił dorożkę i począł wałęsać się po ulicach w swym zwisaగącym z ciała ubraniu, zwracaగącym przecież swą dziwacznością powszechną uwagę. Szedł prędko, pędzony strachem, przekradał się przez ²³recepis zwrotny — zwrotne poświadczenie odbioru. [przypis edytorski]    Doktor Jekyll i pan Hyde  odludne uliczki, liczył minuty dzielące go od północneగ godziny. Jakaś kobieta zaczepiła go, chciała mu sprzedać pudełko zapałek. Uderzył గą w twarz i uciekł… Gdy się wreszcie znalazłem w mieszkaniu Lanyona, przerażenie mego starego przyగaciela wywarło na mnie pewne wrażenie. Zaszła we mnie teraz wielka zmiana. Nie dręczył mnie więceగ strach przed stryczkiem, lecz przerażenie, że గestem znowu Edwardem Hyde’em. Jak we śnie dotarłem do domu i położyłem się do łóżka. Po przeగściach tego dnia byłem tak wyczerpany, że natychmiast zasnąłem: spałem długo i mocno; nawet trapiące sny nie zdołałyby zmącić teగ gwałtowneగ potrzeby wypoczynku. Następnego ranka obudziłem się pokrzepiony i odświeżony fizycznie. Wprawdzie ze zgrozą myślałem o bydlęciu, które we mnie tkwi — ale przynaగmnieగ byłem w domu, we własnym mieszkaniu, maగąc pod ręką moగe tynktury i sole. Dusza moగa była przepoగona radością, iż udało mi się wydostać z okropneగ sytuacగi dnia wczoraగszego. Spokoగnie przechadzałem się po śniadaniu na podwórzu i rozkoszowałem się rześkim powietrzem poranka, gdy mnie ogarnęło znowu owo niesamowite wrażenie, zwiastuగące moగą transformacగę. Miałem tylko tyle czasu, by się schronić i ubezpieczyć w mym pokoగu; owładnęły mną znowu namiętności Edwarda Hyde. Tym razem zażyć musiałem podwóగneగ dawki, by wrócić do pierwszego stanu; ach, w sześć godzin potem, gdy przygnębiony siedziałem przy kominku i wpatrywałem się w ogień, wróciły bóle transformacగi i musiałem się znowu posłużyć miksturą. Słowem, od tego dnia używać mogłem powłoki zewnętrzneగ Jekylla tylko przy naగwiększym wysiłku i tylko po bezpośrednim użyciu mego eliksiru. O każdeగ godzinie, dniem i nocą, ogarniał mnie ów niewytłumaczalny wstrząs, ostrzegaగący przed dokonuగącą się przemianą; przede wszystkim zaś, gdy choćby na chwilę w fotelu zasypiałem, budziłem się zawsze గako Hyde. Pod ciężarem teగ klątwy, wiecznie nade mną wisząceగ, a daleగ wskutek bezsenności, na którą byłem obecnie skazany — stawałem się fizycznie i duchowo coraz słabszy, marniałem, trawiony gorączką, niepokoగem, przerażeniem; władało mną tylko గedno uczucie: groza przed mym drugim „గa”. Ale gdy spałem lub gdy działanie eliksiru stawało się słabsze, wyłaniał się ze mnie świat naగokropnieగszych widzeń, maగaków, zmor, dusza moగa wrzała niczym nieuzasadnioną nienawiścią, ciało moగe nie było dość silne, by w sobie mieścić te rozpętane energie życiowe. Siły Edwarda Hyde stopiły się w గedno ze słabowitością Henryka Jekylla. Wreszcie nienawiść, która dotychczas Sobowtór, Konflikt wewnętrzny, Nienawiść, Samobóగstwo obu dzieliła, stała się po obu stronach గednaka. U Jekylla było to następstwem popędu samozachowawczego. Uświadomił sobie teraz w całeగ pełni ohydę owego stworzenia, z którym dzielił obecnie kilka zగawisk świadomości. Hyde był dla niego mimo całeగ sweగ energii życioweగ nie tylko czymś szatańskim, lecz również czymś nieorganicznym. Nienawiść Hyde’a w stosunku do Jekylla była innego rodzaగu. Lęk గego przed stryczkiem skłaniał go stale do unicestwiania sweగ osobowości, do znikania w postaci Jekylla, któreగ był tylko częścią składową, a nie własną indywidualnością. Ale Hyde nienawidził tego przymusu ukrywania się w postaci Jekylla, oburzał się na obrzydzenie, z గakim Jekyll myślał o swym drugim „గa”. Stąd pochodziły owe małpie figle, które mi często płatał, gdy na przykład wpisywał do moich zapisków i notatek bluźnierstwa, gdy palił listy moగego oగca lub brudził kałem గego portret. Tylko lęk przed śmiercią powstrzymywał go od samobóగstwa, które chciał popełnić, byle tylko również i mnie wciągnąć w swe zatracenie, upadek, unicestwienie. Idę గeszcze daleగ: gdy się zastanawiam, గak mocno, ordynarnie, gwałtownie, kurczowo trzymał się mnie, gdy wciąż widzę, గak się mnie lęka, ponieważ ode mnie to zależy zniweczyć go przez samobóగstwo — uczuwam గeszcze litość dla niego w mym sercu. Wobec braku czasu nie mam możności bardzieగ szczegółowo opisać wszystkiego, co przeżyłem. Wystarczy stwierdzić, że nikt nigdy nie przeżywał takieగ męki; przyzwyczaగenie się do tych udręczeń nie przysporzyło mi żadneగ ulgi, nie, spowodowało tylko, że duchowo nieగako skamieniałem, że moగe przerażenie stępiło się nieగako. Kara moగa mogłaby zatem trwać latami, gdyby nie zaszła wreszcie pewna okoliczność, która mnie ostatecznie pozbawiła meగ właściweగ postaci i natury. Móగ zapas oweగ soli, którego od chwili pierwszego eksperymentu wcale nie uzupełniałem, począł się wyczerpywać. Kazałem sprowadzić pewną ilość i sporządziłem miksturę. Odczułem bóle dokonuగąceగ się przemiany, zmieniłem kolor twarzy — ale też i to wszystko… Nie wra-    Doktor Jekyll i pan Hyde  całem do postaci Jekylla! Paweł opowie ci, గak dokładnie kazałem w całym Londynie, we wszystkich składach, czynić poszukiwania; na próżno. Doszedłem obecnie do przekonania, że móగ pierwszy zapas nie był czysty i że właśnie owo zanieczyszczenie గakimś nieznanym mi składnikiem powodowało skuteczność działania oweగ soli. Od teగ chwili minął tydzień, a teraz kończę relacగę moగą pod wpływem ostatnieగ drobiny pochodząceగ z pierwszego mego zapasu. Po raz ostatni może Henryk Jekyll na krótki czas myśleć własnymi myślami, widzieć swą twarz w lustrze, swą przesmutną twarz… Nie wolno mi zwlekać z zakończeniem tego sprawozdania, gdyż గeśli uchroniło się ono dotychczas przed zniszczeniem, to dopomogła do tego moగa ostrożność i zapobiegliwość. O ile by mnie bóle przemiany ogarnęły గuż podczas tego, gdy to piszę, wówczas Hyde pismo to rozerwie i zniszczy. Jeśli natomiast zdołam skończyć tę relacగę i odłożę గą na bok, wówczas Hyde, w swym egoizmie interesuగąc się గeno przyszłością, a nie maగąc żadnego zrozumienia dla tego, co się choćby przed chwilą stało — nie zatroszczy się wcale o to pismo; będzie ono zatem uratowane przed wybuchami గego zwierzęceగ wściekłości. Za pół godziny, gdy znowu, i to na zawsze, przybiorę tę ohydną గego cielesną powłokę — siedzieć będę przerażony, oszalały ze strachu, wytężaగący swe zmysły, napinaగący całą energię samoobrony lub też krążyć będę po tym pokoగu, ostatnim mym schronisku na świecie, nadsłuchuగąc każdego kroku z zewnątrz, każdego głosu dolatuగącego ze świata… Czy Hyde umrze na szafocie? Czy zdobędzie się on na odwagę, by się w ostatnieగ chwili wyzwolić? Bóg to raczy wiedzieć; mnie to nie obchodzi. Teraz, w teగ chwili, గest prawdziwa godzina śmierci Henryka Jekylla; co się potem stanie, obchodzi kogo innego, nie mnie. A więc odkładaగąc pióro i zabieraగąc się do zapieczętowania tego mego wyznania, kładę kres życiu nieszczęśliwego Henryka Jekylla."

Do utworu „Marcin Luter”.

Nazwa odłamu kościoła protestanckiego od głównej postaci tekstu Jacka Kaczmarskiego pt. ,,Marcin Luter" brzmi kościół luterański.

Pytanie: Jak brzmi nazwa jednego z odłamów kościoła protestanckiego nazwanego nazwiskiem Marcina Lutra z tekstu Jacka Kaczmarskiego pt. ,,Marcin Luter"?

Źródła przekonujące o poprawności odpowiedzi:

  1. https://www.kaczmarski.art.pl/tworczosc/wiersze/marcin-luter/
  2. ,,W zamku Wartburg, na stromym urwisku (Te niemieckie przepaście i szczyty) Wbrew mej woli, a gwoli ucisku Wyniesiony pod boskie błękity Pismo święte z wszechwładnej łaciny Na swój własny język przekładam: Ożywają po wiekach Dawne cuda i czyny, Matką Ewa znów, Ojcem znów – Adam. Bliźnim jest mi tragiczny Abraham Gdy poświęcić ma syna w ofierze; Widzę ogień na Sodomy dachach, Gdzie zwęglają się grzeszni w niewierze. Bezmiar winy i kary surowość Brzmią prawdziwie w mym szorstkim języku. Na początku jest słowo, I okrutnie brzmi słowo, Ale spójrz wokół siebie, krytyku!"

  3. https://pl.wikipedia.org/wiki/Luteranizm
  4. ,,Luteranizm – doktryna teologiczna i chrześcijański ruch reformacyjny, zapoczątkowany przez Marcina Lutra w XVI wieku[2] (za datę jego rozpoczęcia uważa się rok 1517). Jest to najstarszy i czołowy nurt protestantyzmu. Największą grupę Kościołów luterańskich zrzesza Światowa Federacja Luterańska, do której w 2019 roku należało 145 Kościołów w 98 państwach z gronem blisko 77,5 mln wiernych."

Do utworu „Przejście Polaków przez Morze Czerwone”.

Naród Wybrany (izraelski) opuścił Egipt i uciekał przez Morze Czerwone, ukazane w piosence "Przejście Polaków przez Morze Czerwone Jacka Kaczmarskiego, z powodu prześladowań i eksterminacji nowonarodzonych chłopców.

Pytanie: Z jakiego powodu Naród Wybrany (izraelski) opuścił Egipt i uciekał przez Morze Czerwone, ukazane w piosence Jacka Kaczmarskiego "Przejście Polaków przez Morze Czerwone"?

Źródła przekonujące o poprawności odpowiedzi:

  1. https://www.kaczmarski.art.pl/tworczosc/wiersze/przejscie-polakow-przez-morze-czerwone/
  2. "Na brzegu stojąc, drżące plemię Boże, Patrzymy w trwodze na Czerwone Morze."

  3. https://pl.wikipedia.org/wiki/Wyj%C5%9Bcie_Izraelit%C3%B3w_z_Egiptu
  4. "Według opisu biblijnego Izraelici zasiedlali Egipt od czasów Józefa. W pewnym okresie zaczęli być prześladowani, czego kulminacją była zarządzona przez faraona eksterminacja nowo narodzonych chłopców."

  5. Uzasadnienie związane z wiedzą ogólną: https://biblia.deon.pl/rozdzial.php?id=51, Strony: W 1 (8-10) (15-16).
  6. "Lecz rządy w Egipcie objął nowy król, który nie znał Józefa. 9 I rzekł do swego ludu: «Oto lud synów Izraela jest liczniejszy i potężniejszy od nas. 10 Roztropnie przeciw niemu wystąpmy, ażeby się przestał rozmnażać. W wypadku bowiem wojny mógłby się połączyć z naszymi wrogami w walce przeciw nam, aby wyjść z tego kraju»." "Potem do położnych u kobiet hebrajskich, z których jedna nazywała się Szifra, a druga Pua, powiedział król egipski 16 te słowa: «Jeśli będziecie przy porodach kobiet hebrajskich, to patrzcie na płeć2noworodka. Jeśli będzie chłopiec, to winnyście go zabić, a jeśli dziewczynka, to zostawcie ją przy życiu»."

Do utworu „Kiedy jestem smutny”.

W utworze Jacka Kaczmarskiego pt. ,,Kiedy jestem smutny" pantofle stoją w kącie.

Pytanie: Gdzie stoją pantofle w utworze Jacka Kaczmarskiego pt. ,,Kiedy jestem smutny"?

Źródła przekonujące o poprawności odpowiedzi:

  1. https://www.kaczmarski.art.pl/tworczosc/wiersze/kiedy-jestem-smutny/
  2. ,,I pantofle, co stoją w kącie"

Do utworu „Mury”.

Autorem tekstu do piosenki Jacka Kaczmarskiego "Mury" był Jacek Kaczmarski.

Pytanie: Kto był autorem tekstu do piosenki "Mury" Jacka Kaczmarskiego?

Źródła przekonujące o poprawności odpowiedzi:

  1. https://pl.m.wikipedia.org/wiki/Mury_(piosenka)
  2. "słowa napisane w 1978 roku przez Jacka Kaczmarskiego"

Do utworu „Lekcja historii klasycznej”.

Juliusza Cezara nie uznaje się jednoznacznie za okrutnego tyrana i despotę. Toczone są w tej kwestii liczne dyskusje, wielu znawców skłania się ku uznaniu tej postaci za zręczną w zdobywaniu sobie popleczników i nieskorą do okrucieństwa. Jacek Kaczmarski jednak w swym utworze pt. "Lekcja historii klasycznej" zajął stanowisko odmienne, uwypuklając bezwzględność Rzymianina.

Pytanie: Jak jest przedstawiony przez Jacka Kaczmarskiego Juliusz Cezar w utworze pt. "Lekcja historii klasycznej", i czy można uważać go jednoznacznie za tyrana i despotę?

Źródła przekonujące o poprawności odpowiedzi:

  1. https://www.kaczmarski.art.pl/tworczosc/wiersze/lekcja-historii-klasycznej/
  2. "Gniją wzgórza galijskie w pomieszanej krwi, A Juliusz Cezar pisze swoje pamiętniki."

Do utworu „Arka Noego”.

Arka Przymierza opisywana przez Jacka Kaczmarskiego w utworze pt. "Arka Noego" była długa na 300 łokci, szeroka na 50 i wysoka na 30 tej miary.

Pytanie: Jakie wymiary miała Arka Przymierza opisywana przez Jacka Kaczmarskiego w utworze pt. "Arka Noego"?

Źródła przekonujące o poprawności odpowiedzi:

  1. https://www.kaczmarski.art.pl/tworczosc/wiersze/arka-noego/
  2. "Muszę taką łódź zbudować By w niej całe życie zmieścić Nikt nie wierzy w moje słowa Wszyscy mają ważne wieści Ktoś się o majątek kłóci Albo łatwy węszy żer Zanim się ze snu obudzi Będę miał już maszt i ster! Budujcie Arkę przed potopem"

  3. https://biblia.deon.pl/rozdzial.php?id=6
  4. "A oto, jak masz ją wykonać: długość arki - trzysta łokci, pięćdziesiąt łokci - jej szerokość i wysokość jej - trzydzieści łokci."

Do utworu „Koniec wojny trzydziestoletniej”.

"Sadysta" wspomniany w utworze Jacka Kaczmarskiego pod tytułem "Koniec wojny trzydziestoletniej" to osoba, która czepie przyjemność z krzywdzenia innych za pomocą przemocy fizycznej lub psychicznej; Jacek Kaczmarski poprzez wspomnienie takich osób zwraca uwagę na brutalność wojny, podkreśla, że każdy może stać się takim "Sadystą" wystarczą tylko odpowiednie okoliczności, w których dane skrzywienie nie będzie krytykowane przez ogół, a może nawet stanie się czymś pożytecznym, np.:, jak pokazuje to Kaczmarski, w czasie wojny; autor, aby dogłębniej pokreślić nieludzkość wojny stosuję do tego różnego rodzaju wykrzyknienia np.: "– Wydzieraliśmy oczy palcami – Tak jest!/– Przegryzaliśmy gardła zębami – Tak jest!".

Pytanie: Kim jest "sadysta" wspomniany w utworze Jacka Kaczmarskiego w utworze "Koniec wojny trzydziestoletniej" i jaki ma sens jego przywołanie w kontekście treści całego utworu?

Źródła przekonujące o poprawności odpowiedzi:

  1. https://www.kaczmarski.art.pl/tworczosc/wiersze/koniec-wojny-trzydziestoletniej/
  2. "– Wydzieraliśmy oczy palcami – Tak jest! – Przegryzaliśmy gardła zębami – Tak jest! – Przez trzydzieści lat bez wytchnienia Zabijaliśmy w sobie sumienia! – Tak jest! – Zdobywaliśmy twierdze i miasta! – Tak jest! – Wyżywaliśmy się na niewiastach! – Tak jest! – Niemowlęta na halabardach Poznały, co gniew i pogarda! – W wypełnionych ciałami okopach Tak rodziła się Europa! – Tak jest!" "– Wydzieraliśmy oczy palcami – Tak jest! – Przegryzaliśmy gardła zębami – Tak jest! – Przez trzydzieści lat bez wytchnienia Zabijaliśmy w sobie sumienia! – Tak jest! – Teraz, gdy stygną stosy ofiarne Chcesz, by to wszystko poszło na marne? – Tak jest."

  3. https://sjp.pwn.pl/slowniki/sadysta.html
  4. "sadyzm 1. «znajdowanie przyjemności w zadawaniu komuś cierpień fizycznych lub psychicznych»"